Siedzę na tej sofie
już chyba dwie godziny!
Damon powiedział, że pojedzie
tylko po jedną księgę. Po poniżającej nocy, którą spędziłam na wypłakiwaniu łez
w jego koszulę, nawet nie chciałam się mu sprzeciwiać i prosić, żeby zabrał
mnie do Eleny. O dziwo nie dogryzał mi na każdym kroku, oprócz przypomnienia,
że jestem mu winna koszulę od Armani’ego. Potem ulotnił się najszybciej, jak to
było możliwe, pod pretekstem znalezienia odpowiedniej księgi czarów, w której
będzie zaklęcie namierzania. To na pewno mogłoby być pomocne, przy zabijaniu
hybryd Klausa, jednak będzie mały problem, jeśli są one rozsypane po całych
Stanach, nie daj Boże, po świecie. Czasu
coraz mniej…
Na dodatek
dręczyły mnie obrazy ze snów, czy może wizji. Jedyne co pamiętałam to urywki
rozmowy z Noelle. Dziewczyna nie była już niemowlęciem, tylko nastolatką i
wyglądała zupełnie jak ja.
Teraz wiem, jak musi czuć się Elena,
Katherine i Nina.
Moja pra, pra, pra, pra...
jednak czymś się różniła. Charakterem. Powtarzała mi jaką mam teraz moc, co
równa się władzy. Co mogę dzięki temu osiągnąć, że nie mogę zmarnować takiej
szansy, której ona nie miała. Po pewnym czasie wszystko się pomieszało (jak to
w snach) i już nie wiedziałam kim jestem, tak jakby Noelle chciała przejąć
kontrolę nad moim umysłem.
Obudziłam
się i zerwałam się z łóżka, przy okazji zwalając z niego Damona. Może to
dlatego tak szybko się zmył?
Pomruk
nadjeżdżającego samochodu przywrócił mnie do rzeczywistości. Kiedy drzwi
wejściowe trzasnęły, nie odrywając wzroku od sufitu, mruknęłam niezadowolona.
- Wreszcie.
- A co?
Tęskniłaś? – zapytał wampir, a ja wyobraziłam sobie, jak podnosi teraz jedną
brew.
-
Oczywiście. – odparłam z sarkazmem. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że pochyla
się nade mną, zasłaniając sufit. – Czego?
Nagle
pomiędzy nami znalazła się zakurzona księga.
- Myślałem,
że zainteresuje cię stara książka kucharska.
Zdmuchnął
pył z okładki w moją stronę, przez co zaczęłam przeraźliwie kaszleć. Wzięłam od
niego tom i odczytałam wielki napis „GRIMMORE”. Nie byłabym zdziwiona, gdyby
egzemplarz za chwilę rozsypał mi się w dłoniach. Miała ona co najmniej sześćset
stron. Przeraziłam się, myśląc, że będę musiała ją przejrzeć i wśród tysięcy
zaklęć, znaleźć to jedno właściwe. W tej samej chwili księga sama się
otworzyła. Chociaż nagłówek nie był napisany w żadnym dotychczas znanym mi
języku i tak bez problemu go odczytałam.
- „Namierzanie”.
– powiedziałam na głos.
- Uuuu… -
mruknął Damon tuż przy moim uchu. – Ktoś tu się po nocach uczył łaciny?
- Po
pierwsze, to nie jest łacina. Po drugie, nie lubię jak ktoś czyta mi przez
ramię. – oznajmiłam i dłonią odepchnęłam jego głowę.
O dziwo,
wampir bez protestów ruszył w stronę barku z alkoholem i wrócił z dwiema
kryształowymi szklankami. Ja w tym czasie zajęłam się czytaniem zaklęcia.
Okazało się, że wszystko jest dziecinnie proste, a jeśli ktoś ma więcej mocy
(na przykład ja) może odnaleźć wszystkie hybrydy naraz. Potrzebna była mapa i
jeszcze jeden składnik…
- Masz
jeszcze tą krew Klausa? – zapytałam.
Salvatore
pobiegł w stronę piwnicy i wrócił z czymś w ręku. Była to mała fiolka, na dnie
której pływała resztka bordowego płynu. Ta sama, którą przyniosła Elena, żeby
uleczyć Damona. Co niezbyt się udało.
- Tyle
wystarczy?
- Miejmy
nadzieję, że tak. – odparłam.
~~~~~~~~~~
Po
odprawieniu krótkiego rytuału, trzymałam w dłoniach mapę, w którą były
powbijane dwadzieścia dwie pineski.
- Nie za
mało ich stworzył? – zapytałam ironicznie, w duchu dziękując za to, że
wszystkie były w okolicy pięćdziesięciu kilometrów.
- Tak
szczerze, to myślałem, że będzie ich dużo więcej. – powiedział wampir.
Wyciągnął
komórkę i po kolei zaczął wybierać numery: Alarica, Caroline i Eleny. Zdziwiłam
się, że chciał zabrać ją z nami.
- Eleno?
- Tak?
Bez
problemu usłyszałam głos Gilbert z głośnika.
- Kręci się
gdzieś tam moja druga kropla wody? – zapytał Damon.
- Ian? –
upewniła się dziewczyna.
- Nie,
Nina. – rzucił sarkastycznie, a ja zachichotałam kiedy wywrócił oczami.
- Halo? –
odezwał się aktor. – Zaczynamy?
- Tak…
Postaw wiedźmę na straży i uprzedź, żeby nikt nie ruszał się z domu. – wydał
polecenie Salvatore. – Później zbiórka koło izolatki Angie. Tylko nie zapomnij
o ubraniu, kotku.
Wampir
rozłączył się, nie dając powiedzieć dla Iana nawet słowa.
- Po co go
w to mieszasz? – zapytałam wściekła. – On nie miał się tu znaleźć!
-
Spokojnie, złotko. – uśmiechnął się od mnie cwaniacko. – Powiedzmy, że ja
czasami też potrzebuję… dublera.
~~~~~~~~~~
Zaklęcie
ochronne domu załatwiłam w ciągu dziesięciu minut. Przeciwzaklęcie samo ułożyło
się w mojej głowie. Spodobało mi się to całe obcowanie z magią.
Tak oto skończyłam siedząc
pomiędzy identycznie ubranymi bliźniakami. Za kierownicą jeepa siedział Alaric,
a na miejscu pasażera Caroline, która moim zdaniem zbyt optymistycznie
podchodziła do zadania, które nas wszystkich czeka. Schemat był ciągle taki
sam. Podjeżdżaliśmy w jakieś miejsce w lesie. Ja wtedy wypowiadałam zaklęcie
zwabiające wszystkie hybrydy z okolic dziesięciu kilometrów. Ian był czerwoną
płachtą na rozwścieczonego podwładnego Klausa, a Damon ukrytym strzelcem. Kiedy
wszystkie mutanty w promieniu dziesięciu kilometrów zaczynały otaczać
Somerhaldera, ja stosowałam zaklęcie unieruchamiające na pięć sekund, a
Salvatore i Caroline, wyrywali im serca. Wampir z pomocą Alarica zakopywali
ciała, a blondynka w tym czasie pocieszała mnie, mówiąc, że przecież robimy to
w wyższych celach.
Zaczynało
robić się ciemno, kiedy zostało nam jeszcze sześć hybryd. Jednak przy zaklęciu
unieruchamiającym coś mnie rozproszyło i „zamroziłam” tylko pięciu. Mężczyzna w
wieku około trzydziestu lat, zerwał się jak z procy i ruszył w przeciwną
stronę. Wiedząc, że Caroline i Damon i tak mają dużo roboty, ruszyłam za nim.
Sprawnie
omijając wystające korzenie i gałęzie, dogoniłam uciekiniera. Jednym ruchem
powaliłam go na ziemię i schwyciłam za gardło. Nie rozumiałam co się ze mną
dzieje. Jeszcze przed chwilą marudziłam, że musiałam pomagać w zabijaniu, a
teraz sama pragnęłam wyrwać serce hybrydzie. Ogarnęła mną dzika furia i tylko w
ryzach utrzymywałam instynkt zabójcy na wodzy. Moja ręka znalazła się tuż nad
sercem ofiary. Przez moją głowę przewijało się tysiące myśli, jednak
zdominowała je żądza mordowania. Spojrzałam na mężczyznę, który leżał pode mną.
Bał się. Dokładnie widziałam strach w jego oczach.
- Kim ty…?
– zaczął, jąkając się.
Angie, zabijjjj gooo. To proste. Tylko wsadź
dłoń w jego klatkę piersiową i wyrwij serce.
Nie byłam pewna czy były to moje
myśli. Miałam wrażenie, jakbym została rozdarta na miliony kawałeczków i mogło
mnie uratować tylko zamordowanie tego biednego mutanta.
Opanowałam
się. Unieruchomiłam mężczyznę na dłużej i ciężko dysząc zaczęłam powoli
wstawać. Usłyszałam, że w moją stronę zbliża się Salvatore, a za nim Caroline. Damon
porozumiewawczo kiwnął w stronę blondyny. Dziewczyna otoczyła mnie ramieniem i
zaczęła prowadzić w stronę auta.
- Ja… Ja go
złapałam. Ja nie mogłam go… Ja nie chcę. – wyrzucałam z siebie niezrozumiałe
zdania.
Wampirzyca
uciszyła mnie i zapewniła, że to już koniec. Co, jak co, ale tę wiadomość
przyjęłam z ulgą.
~~~~~~~~~
- Idzie ze
mną tylko Bonnie. Czy tak trudno to przyjąć do wiadomości? – jęknęłam.
- A jeśli
to jakaś zasadzka? Stefcio zachowuje się teraz jak psychopata. – znowu zaczął
swoją gadkę Damon.
- Czy
zapomniałeś, że Angie jest teraz najpotężniejszą istotą na ziemi? – warknęła
wiedźma stając w mojej obronie.
- Koniec
tematu. Albo dasz mi kluczyki od samochodu, albo wezmę je siłą. Na wszelki
wypadek założę ochronę na dom, jeśli ktoś chciałby nas szukać. – poinformowałam
zebranych.
Victoria,
Nina i Luki spali na górze, a Caroline i Alaric wrócili do swoich domów, więc w
salonie był Damon, Elena, Ian, Jeremy, Bonnie i ja. Właśnie pakowałam mini
bomby z werbeną do skórzanej kurtki, którą miałam na sobie. Właściwe nie
wiedziałam po co mi one, skoro każdego mogę pokonać bez kiwnięcia palcem.
Jednak starszy Salvatore był uparty. Spojrzałam na niego. Jego twarz nie
zdradzała żadnych emocji, wiedziałam jednak, że walczy ze sobą. W końcu kiedy
miałam zamiar coś powiedzieć, podszedł do mnie i w dłoń włożył kluczyki od
swojego auta.
- Opiekuj
się nim. – mruknął pod nosem.
Wszyscy
oprócz właściciela samochodu wybuchnęli śmiechem. Przynajmniej atmosfera w
pokoju nie była już taka napięta. Bez pożegnania wyszłyśmy z domu Eleny i
zatrzymałyśmy się na ścieżce.
- Jeśli
chcesz pomóc mi nałożyć ochronę, powtarzaj za mną… - zaczęła Bonnie.
- Pozwól mi
samej się tym zająć. – wtrąciłam.
- Ale
przecież nie znasz… - dziewczyna zamilkła, kiedy usłyszała poprawne słowa
zaklęcia, które zaczęłam wymawiać.
To takie
piękne uczucie. Obcowanie z magią. Tylko czarownica mogłaby teraz zobaczyć
złotą płachtę, która powoli oplatała budynek. Piękny widok. Zaklęcie nie zajęło
mi dużo czasu, ani nie poczułam się choć odrobinę słabsza. Moja moc nadal biła
blaskiem od całej mojej postaci.
- Skąd…?
Jak…? – wyrzucała z siebie wiedźma.
- Sama nie
wiem, Bonnie. Po prostu słowa same pojawiły się w mojej głowie. – wytłumaczyłam
i wsiadłam do Dodge’a. Po kilku sekundach do mnie dołączyła.
Cudownie
się prowadziło auto Damona. Zawsze chciałam mieć old schoolowe auto. Co prawda
bardziej szalałam za Mustangiem, ale w tym też dobrze się czułam.
- Angie,
mam takie jedno małe pytanie. – spojrzałam na nią i podniosłam brew czekając aż
dokończy. – Czy ty masz prawo jazdy?
- Yyyy… -
zająknęłam się. – Nie.
Nie wiem
czy wampiry mogą się rumienić, ale jeśli tak to moja twarz przypominała pewnie
wielkiego pomidora.
- To
dlaczego prowadzisz auto? – zachichotała próbując ukryć tym zdenerwowanie.
- Jeśli
chodzi ci o to, czy nie spowoduję wypadku to nie masz się o co martwic. –
powiedziałam spokojnym tonem. – Dużo jeździłam z tatą i zdążyłam już być na
kilku lekcjach.
- Może
jednak się przesiądziemy?
- Nie widzę
takiej potrzeby. – uśmiechnęłam się. – Swoim skromnym zdaniem prowadzę
nienagannie, więc nie ma sensu drążyć tematu.
- Jak
chcesz. – dziewczyna podniosła ręce do góry w geście kapitulacji i zobaczyłam,
że trochę się rozluźniła. Resztę drogi spędziłyśmy przysłuchując się radiu.
Zatrzymałam
samochód w miejscu niewidocznym z Domu Czarownic. Tylko tak dla ostrożności.
Ruszyłyśmy szybkim krokiem w kierunku budynku. Z każdym metrem jakiś szum w
mojej głowie zdawał się zwiększać. Po chwili uświadomiłam sobie, że to głosy
kobiet. Czarownic, które tu uśmiercono. Podpowiedziała
mi podświadomość.
- Słyszysz
to, Bonnie?
- Tylko
jakiś dziwny szum. – odpowiedziała szybko.
Uświadomiłam
sobie, że to pewnie ze względu, iż mam większą moc. Zatrzymałyśmy się przed
wielkimi dębowymi drzwiami.
- To nie
byle jaki szum, to głosy czarownic.
Trudno było
mi cokolwiek zrozumieć, ponieważ słowa nakładały się na siebie. Nacisnęłam na
klamkę. Oczywiście drzwi były otwarte, w końcu czego miałby się bac Stefan,
skoro tylko on mógł dostrzec trumny. Kiedy weszłam do środka uderzył mnie
zapach stęchlizny, a głosy w mojej głowie przybrały na sile. Oparłam się o
ścianę. Przeklęty dom. Dosłownie. Bonnie chyba coś do mnie mówiła i potrząsała
za ramiona, jednak jej słowa do mnie nie docierały. Ból przeszył moją czaszkę,
złapałam się za głowę.
- Cisza! –
wrzasnęłam, podłoga się zatrzęsła, a z sufitu posypało się trochę tynku. Jednak
mój umysł został oswobodzony.
- Angie,
Angie! Nic ci nie jest? – zapytała wiedźma z przerażeniem w oczach.
- Już nie.
– odparłam i skierowałam się w stronę drzwi do piwnicy, w której młodszy
Salvatore ukrył trumny z pierwotnymi.
Kim jesteś? – usłyszałam w swojej głowie
pytanie.
- Kimś z
kim nie warto zadzierać. – odparłam ciągle wkurzona. Bonnie spojrzała na mnie
zdziwiona. Najwyraźniej tylko ja to słyszałam. – Jestem potomkinią Noelle.
Znowu
okropny szum w mojej głowie. Jednak tym razem wiedziałam co robić. Znowu
wszystko ucichło.
Czego chcesz, demoniczna istoto? –
zawyły chórem.
- Ja nie
jestem zła! Chcę pomóc moim przyjaciołom zabić Klausa. Tylko ja mogę to zrobić,
a potrzebna jest mi do tego krew pierwotnego rodzeństwa, więc może z łaski
swojej mogłybyście sprawić, żeby trumny znowu były widoczne? – zapytałam.
Uprawiasz złą magię, dziecko. Nie możemy ci
pomóc.
- A dla Stefana pomogłyście. –
rzuciłam z wyrzutem. – On to robi tylko i wyłącznie dla zemsty na Klausie.
My nie pomagamy dla nikogo. My tylko
chronimy Bonnie Bennet i jej bliskich.
- Ale tego samego chcę ja! Z
niezrównoważonym Klausem, tworzącym armię hybryd chyba nikt nie może czuć się
bezpiecznie. – wiedziałam, że duchy przyznają mi rację.
Zostałyśmy już raz oszukane. Jeśli to się
jeszcze powtórzy nie unikniesz konsekwencji.
Bla, bla, bla…
- Czy to
znaczy, że mi pomożecie?
Żadnego
odzewu. Już miałam znowu zatrząść tym domem, jednak Bonnie mnie szturchnęła w
ramię.
- Angie,
odwróć się.
Kiedy to
zrobiłam moim oczom ukazały się cztery ogromne trumny. Podeszłam do pierwszej z
brzegu i otworzyłam ją. Rebbekah. Blond włosa dziewczyna leżała w trumnie i
gdyby nie trochę zielona cera, która sprawiała wrażenie zgniłej, można by było
pomyśleć, że śpi. Miała na sobie sukienkę, która była podobna do tych, które
nosiły gwiazdy kina w latach dwudziestych.
- Widzę, że
spodobała ci się moja nowa koleżanka? – przerwał mi rozmyślania męski głos. Od
razu wiedziałam, że to Stefan.
- Tylko
spuścimy troszkę krwi z twoich przyjaciół i możesz dalej grac z nimi w karty. –
powiedziałam ironicznie.
- A kto wam na to pozwoli? –
zaśmiał się. – To, że przyprowadziłaś tu Bonnie, która dogadała się z
czarownicami nie znaczy, że pokonacie mnie.
- Och,
naprawdę? Chyba tak skupiłeś się na swoich nowych znajomych, że zapomniałeś o
starych.
Już
wiedziałam, że chce się na mnie rzucić. Jednak wiedząc o tym, że jestem
szybsza, stałam niewzruszenie. Gdy był centymetry ode mnie, schwyciłam go za
szyję i jednym płynnym ruchem przygwoździłam do ziemi, wbijając w drewnianą
podłogę. Zdezorientowany, z całych sił próbował odepchnąć moją dłoń, lecz wtedy
użyłam genu czarownicy i już po chwili wił się na podłodze z bólu.
- A teraz
co powiesz? – zapytałam.
Stefan
tylko jęknął w odpowiedzi. Następnym zaklęciem zamroziłam go na jakiś czas w
bezruchu.
- Bonnie,
masz fiolki? – zwróciłam się do mulatki. Ona tylko kiwnęła głową i podała mi
dwie.
Zabrałyśmy
się do roboty…
Przez to,
że pierwotne rodzeństwo było w tej chwili „półmartwe”, kiedy rozcinałam ich
nadgarstki krew nie spływała. Na szczęście już wcześniej Damon o tym pomyślał i
wzięłyśmy zwykłe igły. Po kilku minutach wszystko było zebrane i na zakrętkach
podpisane literkami R, K, E i F od inicjałów pierwotnych.
- Idź,
zaraz cię dogonię. – powiedziałam do Bonnie.
Kiedy
usłyszałam, że dziewczyna jest już na dworze uwolniłam spod czaru Stefana.
- Jeśli
chcesz się dowiedzieć o co chodzi, zwróć się do Damona. Ja na pewno nie będę z
tobą o niczym rozmawiać. Jestem za tym, żeby takich psycholi jak ty po prostu
nie wtajemniczać. – warknęłam. – Jeśli byś się opamiętał, wiesz gdzie nas
szukać.
Nie
czekając czy ma mi coś do powiedzenia, w wampirzym tempie wyszłam z Domu
Czarownic. Bonnie czekała już w samochodzie. Uśmiechnęłam się blado kiedy
zobaczyłam, że usiadła po stronie pasażera.
Tym razem
docisnęłam gazu i nie minęło dużo czasu, a już parkowałyśmy przed domem Gilbert.
- Nie
wysiadasz? – zapytała.
- Nie… -
odparłam. – Zapytaj czy ktoś jedzie do rezydencji Salvatorów. Jest późno, a ja
mam dość wrażeń jak na dzisiejszy dzień.
- Ok. – uśmiechnęła się w odpowiedzi i
skierowała w stronę drzwi.
Nie dłużej
niż po dwóch minutach, z domu wyszedł Damon. Moje serce zabiło mocniej widząc
jego firmowy uśmiech. Jego oświetlona przez księżyc postać, zmierzała w moim
kierunku z niewymuszoną gracją. Zamiast wsiąść od strony pasażera, okrążył
samochód i otworzył drzwi od strony kierowcy.
Nie mam zamiaru się nigdzie ruszać! Wykrzyczała
moja podświadomość.
- Wysiadaj,
zabieram cię na wycieczkę. – oznajmił ciągle się uśmiechając.
Ciekawość
wzięła górę. Przeskoczyłam na siedzenie kierowcy. Ciekawe gdzie mnie zabierze
ten niepoprawnie przystojny wampir… Krew zawrzała w moich żyłach.
- Musisz od
tego odpocząć Angie. – powiedział przejeżdżając dłonią po moim policzku. Jego
dotyk palił moją skórę. Jednak szybko zabrał rękę, odpalił samochód i ruszył z
piskiem opon.
OD AUTORKI: O Boże! Jak dawno mnie tu nie było. Ciekawe czy ktokolwiek jeszcze będzie czytał moje wypociny, ponieważ to jest mój come back. ;] Nie chcę dużo pisac, bo przeprosiny nie wystarczą. Czytajcie i piszcie co o tym sądzicie, bo jak dla mnie to masakra, ale mam nadzieję powrócic do jako takiej formy. ;) Ale to z czasem ;D Dedykuję dla tych wszystkich, którzy na mnie czekali i będą dalej to czytac ;* Kocham was, jeśli w ogóle jesteście ;*
Pozdrawiam i do następnego. ;)
Powinnam na wstępie urwać ci głowę za tak długą nieobecność! No,ale kto potem będzie dalej pisał za ciebie?
OdpowiedzUsuńOj dużo się działo w tym rozdziale!
Silna Angie bardzo przypadła mi do gustu i do tego sarkastyczny Damon. Naprawdę nie mam pojęcia jak ty to robisz, że twój starszy Salvatore jest taki realistyczny?!
Dobrze, że u ciebie Stefek jest bardziej Stefanowaty niż Stefciowaty;D
Ciekawe gdzie Damon zabiera Angie?
Także podsumowując rozdział jak zawsze wspaniały. Wracasz jak zwykle w wielkim stylu!
Pozdrawiam ;*
SPRAWIŁAŚ MI NAJLEPSZY PREZENT URODZINOWY NA ŚWIECIE!
OdpowiedzUsuńWchodzę na bloga, myśle że rozdziału nie będzie ; a tu bach! Nowy świetny jak zwykle rozdział! Kocham cie normalnie kobieto.
Dzięki tobie ten dzień stał sie lepszy!
WENY!
Dziękuje za takie miłe słowa ;)
UsuńDzięki takim komentarzom chce się dalej pisac ;]
Fajnie, że pojawił się nowy rozdział :D Angie jest taka silna i niczego się nie boi i to mi się w niej najbardziej podoba :) Zgadzam się z Daga25 nie mam pojęcia jak Ty to robisz, że Damon jest taki realistyczny :D już się nie mogę doczekać następnego, zastanawiam się gdzie na wycieczkę Damon zabierze Angie :) [the-vampire-diaries]
OdpowiedzUsuńKurde no! Dla mnie to za mało, bo oczywiście mogłabym czytać, i czytać, i czytać ... Długa nieobecność... też mam z tym problemy, bo wiadomo nauka. ;/
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, chciałabym, żeby Stefan się opamiętał i dołączył się do nich.
Silna i potężna Angie... coś wspaniałego! Mam nadzieję, że poradzą sobie z Klausem.
Dużo mogłabym pisać o tym, że masz przyjemny styl, łatwo i fajnie się czyta, ale to już wiesz ^^
Błagam, napisz szybko nowy rozdział!
Pozdrawiam ;*
Wreszcie, świetny jak zawsze ! matko, podziwiam cię :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że poradzą sobie z Klausem, chociaż go bardzo lubię, ale taki jest ich cel. :< Angie robi niezłe wrażenie z tymi swoimi mocami, świetna jest! :D końcówka intrygująca, już nie wspomnę o tym jak cudnie opisałaś wychodzącego z domu Damona i jak dokładnie sobie to wyobraziłam :p
Niech nn pojawi się szybko, proszęę!
Pozdrawiam :*
oj tam, dawno nie było, ale wciąż czytamy ;) Rozdział troszkę inny od poprzednich. Wydaje mi się, że dobrze ci zrobił odpoczynek. Od razu widać świeżość rozdziału i werwę do pisania! Stefan, ach. mógłby w końcu się opamiętać. Denerwuje mnie jego zachowanie i to jak diabli. Co on jakiś, głupi czy co?
OdpowiedzUsuńAngie i jej moce - strzał w dziesiątkę. Nic dodać, nic ująć. Szkoda mi tylko Klausa, bo w gruncie rzeczy naprawdę go lubię. Szkoda tylko, że wykreowany jest na złego bohatera, ale zawsze musi być ta czarna owca, co nie?
Pozdrawiam, czekam na nn.
Ps. Mam nadzieję, że nadrobisz u mnie też ;)
step-to-hell
bardzo fajnie, że wróciłaś :) a rozdział świetny, tylko Klausa szkoda, bo to jedna z moich ulubionych postaci. Szablon też piękny, robi wrażenie :)
OdpowiedzUsuńZapraszam także do mnie, na [serca-z-kamienia]. Również wróciłam po długiej przerwie z nowymi pomysłami :)
Przyznam, że rozdział mnie zaciekawił. Nie ma to jak zepsuć Kluasowi szyki zabijając jego hybrydy. no i "przyjazna" pogawędka ze Stefciem. I jeszcze Damgie, ofc. Kurde, nie mogę doczekać się ich przejażdżki, jestem straaasznie ciekawa, gdzie Damon ją zabierze i czym to sie skończy. Mam też nadzieję, że Klaus pojawi się osobiście i jeszcze trochę pomęczy nas swoją obecnością. xoxo azrael.
OdpowiedzUsuńtvd-love-story-blog.onet.pl
Ooo wielki powrót!:) Jak najbardziej jestem, za chociaż sama nie wiem czy kiedyś się zabiorę za pisanie i publikacje moich rozdziałów, pomysły są ale jak na razie to na nich się kończy:)
OdpowiedzUsuńBardzo się ucieszyłam wchodząc na twoją stronę i widząc, że wznowiłaś działalność haha miła niespodzianka, bo długo kazałaś nam czekać na dalsze losy Angie i jej nowych przyjaciół Ciekawe jak potoczy się jej losy i czy uda się jej wszystko na czas, w końcu wiele jej nie pozostało. Noo, ale ma Damona! Uwielbiam te ich pogaduchy, kiedy tylko czytam od razu się śmieję, a teraz zapowiada się ich jeszcze więcej, skoro wybierają się na wycieczkę:)
Mam nadzieję, że wrócisz do systematycznego dodawania rozdziałów;) Pozdrawiam i życzę jeszcze więcej weny niż zazwyczaj;D
Agnessa
Po długim czasie serdecznie zapraszam na nowy rozdział na www.odrobina-milosci.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńŚwietna robota, pisz dalej :)
OdpowiedzUsuńKiedy pojawi się nowy rozdział ? Bo już się doczekać nie mogę :D <3 :*
OdpowiedzUsuńhttp://the-vampire-diaries.blog.onet.pl/
Aaa ja chce wiecej!!!:* powiedz mi ze kiedys tu wrócisz?
OdpowiedzUsuńCały czas chodzi mi to po głowie. Ale niestety ciężko z tym czasem po prostu. Może kiedyś :)
Usuń