Nie przeszłam nawet dwóch kroków, gdy ktoś od tyłu pociągnął
mnie za bluzkę. Damon znowu zaczyna bawić się w te swoje gierki? Odwróciłam się
i przeraziłam. To nie był Damon…
- Stef… -
nie zdążyłam dokończyć, ponieważ wampir zakrył mi usta dłonią.
Przyjrzałam
mu się uważniej. Umięśniony chłopak, o włosach wpadających w ciemny blond i
brązowych oczach. Tak samo jak jego brat, spokojnie mógłby być modelem. Lecz w
tej chwili najbardziej zwróciłam uwagę na twarz. Uśmiech, który tam gościł,
przypominał grymas szaleńca. Przymrużone oczy wpatrywały się we mnie z satysfakcją.
Byłam przerażona jak bezbronny pies, którego właśnie złapał hycel.
Stefan
przyłożył wskazujący palec do ust, dając mi do zrozumienia, żebym się nie
odzywała. Kiedy wydałam z siebie pomruk niezadowolenia i nabierałam powietrza,
aby zacząć krzyczeć, wampir przejechał nim po gardle. Przez cały czas miał
przyklejony do twarzy ten sam „uśmiech szaleńca”. Przełknęłam głośno ślinę.
Nareszcie zrozumiałam powagę sytuacji. Przecież teraz nie miałam do czynienia z
tym dobrym i milutkim młodszym Salvatorem. Od wyjazdu z miasta wraz z Klausem,
Stefan wyłączył swoje człowieczeństwo. Wrócił do zabijania ludzi i robił to
wręcz z przyjemnością. Czułam jak po moim ciele przechodzi nieprzyjemny dreszcz.
Ten gość w każdej chwili może cię zabić!- wrzeszczał mój umysł.
Niespodziewanie
wampir podniósł mnie jak szmacianą lalkę. Ruszył w wampirzym tempie przed
siebie, w głąb korytarza, nadal zamykając mi usta dłonią. Czyj pokój się tam
znajduje? Na pewno nie Stefana, ponieważ jego znajdował się w drugim skrzydle.
U Iana, już byłam… Kiedy znaleźliśmy się za drzwiami, młodszy Salvatore wyjął z
kieszeni taśmę, nożyczkami odciął kawałek i zakleił mi nim usta. Zaczęłam
uważnie rozglądać się po pokoju. Wyglądał podobnie jak mój i Viki. Być może, iż
był ciut mniejszy. Po drugiej stronie pomieszczenia znajdowało się wielkie
łóżko. Z prawej strony, przy ścianie postawiono regał z książkami. Po lewej
zaś, przy ogromnych oknach stały dwa fotele, wyściełane najprawdopodobniej
aksamitem. Dopiero teraz zauważyłam, że na dworze zaczęło się ściemniać. Bardzo
szybko minął ten dzień… Chociaż nie, on jeszcze się nie skończył!
Spojrzałam
z niepokojem na Stefana. Teraz nic nie mogłam odczytać z jego twarzy. Mam
nadzieję, że niedługo ktoś na dole zorientuje się, że mnie nie ma.
A jeśli nie?
No to mam jednym słowem przejebane.
Młodszy Salvatore zaczął ciągnąć
mnie w stronę foteli. Kiedy posadził mnie w jednym z nich zauważyłam, że ktoś
siedzi oparty o ścianę w samym kącie pokoju.
- Mhgghhm!
– próbowałam krzyknąć ale przeszkadzała mi w tym taśma.
Jezu! To
Luki! Co on mu zrobił! Na początku zawładnęło mną przerażenie, lecz z sekundy
na sekundę jego miejsce zajmował gniew, wściekłość. Nie wiedziałam co się ze
mną dzieje, ale poczułam napływającą siłę. Poczułam dziwną moc, która
zawładnęła moim ciałem. Skądś pamiętałam to uczucie. Tak samo czułam się wtedy,
gdy byłam wampirzycą. DOKŁADNIE TAK SAMO! Od razu przejechałam językiem po
zębach. Wiadomo co tam spotkałam. Dwa kły! Ale jak?! Przecież Bonnie zamieniła
mnie z powrotem w człowieka! Sama uczestniczyłam w tum rytuale…, który nie
został skończony… Jak na razie takie wyjaśnienia musiały mi wystarczyć. Stefan
nie widział mojej twarzy więc miałam nad nim przewagę. Wzrokiem znalazłam mały
drewniany stolik, który był oddalony od mojego fotela o jakieś pięć kroków. W
przeliczeniu na wampirze tempo bardzo blisko. Musiałam spróbować. To była
jedyna szansa. Wyrwałam się z uścisku Stefana. Podbiegłam do stoliczka,
wyrwałam jedną z jego nóg i kiedy zobaczyłam jak wampir już rzuca się na mnie z
kłami wbiłam mu kołek w brzuch. Dlaczego nie w serce? Nie chciałam nikogo zabijać.
Angie nie odbierała życia nikomu.
Młodszy
Salvatore odsunął się na ziemię przeraźliwie jęcząc. Miałam nadzieję, że ktoś
wreszcie usłyszy, że coś dzieje się na górze i nas znajdzie. Kiedy zobaczyłam,
że wampir powoli dochodzi do siebie, wyrwałam jeszcze jedną nogę stołu i wbiłam
mu w brzuch obok pierwszej. Kiedy zrobiłam swoje, szybko podbiegłam do Lukiego.
Dopiero teraz zobaczyłam, że trzyma w ręku mały nożyk.
- Jeśli on
ucierpi, ja podetnę sobie żyłę – powiedział chłopak, dziwnym, nieobecnym
głosem.
Nie
wiedziałam o co mu chodzi… On tylko przejechał szybko nożykiem po ręce.
Czerwona, gęsta krew szybko zaczęła wypływać z rany i kąpać na dywan. Stefan go
zahipnotyzował. Do moich nozdrzy dostała
się słodka woń.
- Pomocy! –
krzyknęłam z całych sił, które z każdą chwilą mnie opuszczały. Po chwili
poczułam się bardzo senna. Tak bardzo chciałam odpocząć. Zamknęłam oczy i
osunęłam się na podłogę.
~~~~~~~~~~~
Zobaczyłam
dziesięciu Damonów…
Jestem w niebie?
Widziałam tylko twarze tych
przystojniaków i wszechogarniającą jasność. Czułam się tak dobrze, lekko. Nagle
coś zaczęło się dziać. Ból zaczął iść od koniuszków moich palców u stóp i
powoli obejmował całe ciało. Światłość słabła i zaczęła przybierać kolor krwi.
Wszystko takie czerwone! Damonowie zaczęli znikać. Ośmiu, sześciu, czterech,
zostało tylko dwóch! A mogło być tak pięknie…
- Myślicie,
że ona nas słyszy? – odezwał się ten po prawej.
- Otworzyła
oczy pięć minut temu i jak na razie tylko się patrzy… - usłyszałam jakiś głos w
oddali. Victoria?
- Ma na
kogo się gapić. – odezwał się ten po lewej, a jego sobowtór zmroził go
wzrokiem.
- Damon… -
mruknęłam do tego, który odezwał się przed chwilą. – Ian – zwróciłam się do
drugiego.
Powoli
zaczęłam się podnosić. Leżałam w jakimś łóżku… Co ja tu rob…?
- Napij się
tego. – podeszła do mnie Viki ze szklanką.
Wyglądało jak zwykła woda.
Zaczęłam powoli sączyć napój. Ach! Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jak
bardzo jestem spragniona! Szybko opróżniłam kryształ.
- Dzięki Bogu… - westchnęła z
ulgą ciocia. Niczego nie rozumiałam. – Dolaliśmy tutaj werbeny. Musieliśmy sprawdzić,
czy na pewno nie jesteś wampirem. – wyjaśniła.
Powoli wszystko zaczęło mi się przypominać.
Stefan, ja, jako wampir, zahipnotyzowany…
- Co z Lukim?! – niemal
wrzasnęłam.
- Spokojnie, wyliże się. –
odpowiedział Damon. – Tylko następnym razem mógłby wybrać jakąś inną
subkulturę. Bardzo nie lubię EMO.
Ian i Viki stłumili wybuch
śmiechu, a ja tylko zmroziłam wampira wzrokiem.
- To twój kochany braciszek go
zahipnotyzował. – wyjaśniłam. Myślami wróciłam do wypowiedzi Victorii. –
Czekajcie… Jeśli wypiłam werbenę i moje gardło nie poszło z dymem, to znaczy,
że nie jestem wampirem? Ale przecież byłam!
- Hmm.. No tak, tutaj zaczynają
się pewne problemy, ponieważ nikt nie umie tego wyjaśnić. – odparł Damon. –
Kiedy wpadłem do pokoju, po tym jak usłyszałem, że wołasz pomocy, widziałem jak
twoja twarz się zmienia. Ka-bum! Zabrałem Stefana, zaniosłem Lukiego, żeby ktoś
opatrzył mu rany, wracam aby przenieść ciebie, a ty, uwaga, masz puls, twoje
serce bije, twarz nie zmienia ci się kiedy wdychasz zapach krwi. Teraz na
dodatek wypiłaś werbenę. Po prostu stu procentowy człowiek. Masz na to jakieś
usprawiedliwienie, młoda panno?
W odpowiedzi tylko szturchnęłam
go w ramie i uśmiechnęłam się do siebie. Dobrze, że nikt nie mógł zobaczyć co
działo się z moim umysłem podczas „odpoczynku”. To było zbyt upokarzające.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Damon i niebo? Dwa pojęcia. Tylko bardziej
jak przeciwieństwa. Chociaż mają wspólne cechy, na przykład… piękno? Stop.
Potrząsnęłam głową, próbując wyrzucić z niej te wszystkie niepotrzebne myśli o
wampirze.
- Luki! – przypomniałam sobie o
nim. – Gdzie on jest?
- W pokoju obok. – odparła
Victoria.
Od razu ruszyłam w stronę drzwi.
- Na pewno już dobrze się
czujesz? – zapytał Ian.
- Tak. – odpowiedziałam. – Muszę
go zobaczyć. Dziękuję, że chociaż ty się o mnie martwisz. – skończyłam
promiennie się do niego uśmiechając.
- Ej! Co jest? Znowu się
pomyliłaś? To ja jestem Damon. On, to ten drugi. – powiedział z wyrzutem.
- Nie pomyliłam się. – sarknęłam
słodkim głosem. – Dokładnie wiem, do kogo mówię.
Dokończyłam i zamknęłam za sobą
drzwi, wychodząc na korytarz. Okazało się, że to były ostatnie drzwi w tym
skrzydle. Leżałam w pokoju Damona?! Ale…? Ech… Musiałam teraz się skupić na czymś
innym, a raczej na kimś, a tak dokładnie to na Lukim. Zobaczyłam, że drzwi do
naszego pokoju są trochę uchylone. Pewnie przekroczyłam próg. Tak jak
poinformowała mnie Viki, chłopak leżał na łóżku. Patrzył się teraz na mnie
swoimi zielonymi oczętami. Nie mogłam znieść na sobie tego wzroku. Tak jakby
czegoś ode mnie wymagał. Miałam się mu rzucić na szyję czy co?
Podeszłam do szafy i wyjęłam z
niej czarną marynarkę. Nałożyłam ją, chociaż wcale nie było mi zimno, po prostu
musiałam coś robić. Nie mogłam się na niego gapić bez słowa, jeszcze źle by to
odczytał. Zdecydowałam się jednak usiąść na łóżku, więc tak też uczyniłam.
Kiedy spojrzałam na twarz chłopaka, ten wystawiał usta jak do pocałunku.
Udałam, że tego nie zauważyłam.
- Jak się czujesz? – zapytałam.
- Normalnie. – odparł Luki. – To,
że zostałem zahipnotyzowany i przez to pociąłem sobie rękę, jeszcze nie robi ze
mnie kaleki. To ja raczej powinienem tutaj zadawać pytania.
- O co ci chodzi? – zamrugałam
parę razy. Znowu coś zrobiłam źle?
- Ciągle mnie ignorujesz… Nie
wiem co się z tobą dzieje. Zbliżasz się do wampira, którego nie znasz.
Przestań! – zaczął, a kiedy już znowu otwierał usta, przerwałam mu.
- O, nie, kolego. To ty przestań!
Czego ode mnie wymagasz? Mam zamknąć się w pokoju i z nikim nie rozmawiać? Masz
nade mną jakąś władzę? Bo kiedy ostatnio sprawdzałam, to byłam wolnym
człowiekiem i sama podejmowałam decyzje! – wrzasnęłam.
- Boże, ciebie też
zahipnotyzował! – chłopak jęknął przestraszony.
- Co?! A co już nawet nie mogę
sobie pokrzyczeć? – zapytałam z sarkazmem. – Wynocha z mojego pokoju. –
powiedziałam już spokojniej i wskazałam drzwi.
- To jest też pokój Victorii… -
zaczął ale kiedy zobaczył moją minę przerwał. – Proszę, Angie, nie kłóćmy się,
przepraszam… - spojrzał na mnie z prośbą w oczach.
- Ugh… Mam was dość. – kiedy Luki
wyrazem twarzy dał mi znać, że nic nie rozumie, wytłumaczyłam. – FACETÓW. To
niby kobiety są skomplikowane? Spójrzcie na siebie. – po krótkim namyśle
dodałam. – Ty nie chcesz wyjść? Ja to zrobię. Bye, kochanie.
Po tych słowach wyszłam na
korytarz. Kiedy zobaczyłam jak któryś z bliźniaków idzie w moją stronę i chce
coś powiedzieć, gestem dłoni uciszyłam go i wyminęłam. Szok pomieszany z
rozbawieniem wstąpił na twarz Iana lub Damona. Nie miałam teraz głowy do tego,
aby rozwiązywać zagadkę pt. „Rozpoznaj podobnych jak dwie krople wody,
sobowtórów”. Żwawym krokiem zeszłam ze schodów, skierowałam się do salonu i
zmarnowana, rzuciłam się na sofę. Zamknęłam oczy i zaczęłam miarowo oddychać.
- Aaa! – wrzasnęłam i podskoczyłam,
kiedy je otworzyłam. Naprzeciwko mnie nie siedział nikt inny, tylko Stefan
Salvatore. Ten sam, który jeszcze dwie godziny (może więcej) temu, prawie zabił
Lukiego.
- Mam się przedstawić? A nie…
Wydaje mi się jednak, że wiesz na mój temat najwięcej ze wszystkich, Angie
Reed. – zaczął wampir.
- Jezu. – mruknęłam zrezygnowana.
Nie miałam zamiaru dać po sobie poznać jak się teraz boję. Ledwo
powstrzymywałam nieprzyjemne dreszcze. – Następny facet, który nie wiadomo
czego ode mnie chce.
- Obserwowałem cię. Od dnia
twojego „przyjazdu”. – Stefan zaśmiał się złowieszczo. – Wszyscy byli tak tobą
zajęci, iż nawet nie zauważyli tego, że kręcę się w pobliżu. Zwłaszcza Damon.
Odpuściłem sobie tylko na dwie godziny przed naszym wcześniejszym „spotkaniem”.
Wampir nie człowiek, musi zabić jedną osobę, może dwie, ewentualnie siedem.
Od uśmiechu, który gościł na jego
twarzy zrobiło mi się niedobrze. Nie przypominam sobie nawet, żeby Damon kiedyś
się tak zachowywał. Starszy Salvatore był po prostu… niebezpieczny. Młodszy zaś
zachowywał się jak szaleniec. Wyciągnięty prosto ze szpitala psychiatrycznego
pacjent. Prawdziwy Rozpruwacz.
- Być jedyną hybrydą czarownicy,
wampira i wilkołaka. To musi być coś. Pewnie to wszystko nieźle ci miesza w
głowie. – mówiąc tak próbował wytracić mnie z równowagi.
- Hmm… Chyba jednak źle odrobiłeś
pracę domową Pt. „obserwować każdy ruch Angie”. Nie jestem hybrydą. –
oznajmiłam ze stoickim spokojem.
Wampir zaciągnął się powietrzem.
- Tak, CZUJĘ, że jesteś
człowiekiem. Na razie. – powiedział Stefan. Po chwili wstał, podszedł do mnie i
kucnął tak aby nasze twarze były na tym samym poziomie. Zaczął intensywnie wpatrywać
mi się prosto w oczy i mówić spokojnym ale tak jakby nalegającym tonem. –
Powiedz mi całą prawdę. Kim jesteś? Jaki macie plan? Jak macie zamiar zabić
Klausa?
Znałam już to spojrzenie. Chyba
jednak drogi Stefanek nie kłamał co do tego, iż musiał się pożywić parę godzin
temu. Przegapił tą część, kiedy Damon za moją prośbą spróbował mnie zahipnotyzować
i mu się nie udało. Teraz młodszy Salvatore myślał, że mu się uda. Zaśmiałam
się w duchu, ale nie dałam po sobie nic poznać. Przybrałam tą samą minę kiedy
nabierałam Damona i zaczęłam swoje małe przedstawienie. Co prawda, bałam się
reakcji tego impulsywnego wampira, jednak zdałam się na to, iż któryś z
wampirów w tym domu na pewno usłyszy mój krzyk.
- Powiem ci całą prawdę. –
zaczęłam powolnym, trochę sennym głosem. – Nie twoja sprawa, dupku.
Kiedy zobaczyłam wyraz jego
twarzy ostatkami sił opanowałam wielki wybuch śmiechu. Stefan kontynuował.
- Damon cię zahipnotyzował? –
zapytał, ciągle na mnie parząc.
- Nie. – odpowiedziałam. – Po
prostu dobra ze mnie aktorka.
Jak skończyłam swoją wypowiedź,
wreszcie pozwoliłam sobie wybuchnąć śmiechem. Przez łzy, które zaczęły zbierać
mi się w kącikach oczu, zobaczyłam jak Stefcio próbuje ukryć oburzenie maską
spokoju. Kiedy wreszcie mu się to udało, a ja jakoś się uspokoiłam, odezwał się
pierwszy.
- Wiesz, że w każdej chwili mogę
cię zabić? – zapytał.
- Ostatnio ci się nie udało. – odwarknęłam.
Chociaż po moich plecach spłynęła strużka zimnego potu.
- Co nie oznacza, że teraz się
nie uda. – jego twarz zaczęła się zmieniać i kiedy już miałam zacząć wrzeszczeć,
przed moimi oczami pojawiły się sobowtóry, tym samym odgradzając mnie od Rozpruwacza.
- Bracie, co to za maniery? Nie
tak traktuje się damy. – zaczął, ze słów domyśliłam się, że Damon. – Czyż nie dość
już ci się przysłużyłem, puszczając wolno, a nie zamykając w obleśnej piwnicy?
- Nie miałeś wyjścia. Tylko ja
wiem, gdzie schowane są trumny. – powiedział Stefan i wyszczerzył się głupio. –
Jeśli myślicie, że ona. – wskazał na mnie. – Pomoże wam zabić Klausa, to
naprawdę jesteście zdesperowani. Jedyny pożytek, jaki będziecie mieli z
ukochanej, Angie, to przepyszna przekąska.
- Zaczynasz przynudzać, Stefciu.
Chyba już za często używasz określeń takich jak „chodzący woreczek krwi”,
„człowiek to tylko przekąska”. – oznajmił Damon. Wiedziałam kogo ma na myśli.
Elenę.
Od czasu, kiedy młodszy Salvatore
wyjechał z Klausem z Mystic Falls, zszedł na „ciemną stronę mocy”. Mimo tego,
iż po jakimś czasie uwolnił się spod wpływu pierwotnego, ciągle zachowywał się
jak Rozpruwacz. Nie cenił ludzkiego życia, a swoją byłą miłość, Elenę, nazywał
chodzącym workiem krwi. Oczywiście wiem o tym wszystkim tylko dlatego, że
oglądałam serial. Odcinek, w którym miałam pojawić się ja, miał być nakręcony
dwa tygodnie przed jego premierą. Ostatni epizod skończył się na porwaniu
czterech trumien z pierwotnymi przez Stefana.
Skarciłam samą siebie w myślach,
za to, że byłam taka głupia. Teraz już wiem, dlaczego młodszy Salvatore tak
zainteresował się moją postacią. Tylko ja, Victoria, możliwe, że jeszcze Luki,
Nina i Ian wiedzieliśmy, gdzie wampir schował trumny. Porywając mnie i Lukiego,
chciał zapewne nas przestraszyć.
Im dłużej o tym myślałam, tym
bardziej robiło się to prawdopodobne. Byłam tak pochłonięta własnymi myślami,
iż ominęła wymiana zdań pomiędzy prawdziwymi braćmi.
- Wiem, gdzie schowałeś trumny. –
odezwałam się do Stefana. Wszyscy w salonie od razu zamilkli. Rozpruwacz
zmroził mnie wzrokiem. – W domu, gdzie zostały spalone czarownice.
Ian i Damon popatrzyli na mnie ze
zdziwieniem. Jednak najmłodszy rozsiadł się tylko na sofie i uśmiechnął.
- Wow. Naprawdę dobrze
poinformowana jest ta twoja nowa zabawka. – zaczął wampir. – Tylko, że ta
informacja nic wam nie da. Trumny są ukryte zaklęciem i zobaczyć lub przenieść
mogę je tylko ja. Zapytasz się, bracie, jak to zrobiłem? Otóż czarownice wiedzą,
z kim opłaca się robić interesy.
- Masz trumny, my mamy Angie i ty
ciągle nie chcesz z nami współpracować? – zapytał z drwiną Damon. – I kto tu
jest niby rozsądny? Przecież obaj chcemy śmierci Klausa.
- Tu się mylisz. Najpierw chcę pozbyć
się jego hybryd. Dopiero później przyjdzie czas na pierwotnego. – skończył tajemniczo
Stefan. – A teraz wybaczcie, ale czas na mnie. Ktoś przecież musi pilnować
skarbu.
Młodszy Salvatore podniósł się z
miejsca i zaczął iść w stronę drzwi.
- Ej! – zaczepił go Damon.
- Tak? – stanął i zapytał
zielonooki.
- Fajnego mam sobowtóra? Przywitaj
się z naszym nowym bratem, Ianem. – powiedział z sarkazmem. – Pewnie trudno
było ci mnie rozpoznać? – zapytał z drwiną.
Stefan tylko pokręcił głową
przecząco.
- Od razu widać, po tym, który
więcej gada. Znam cię zbyt długo. – oznajmił.
- Tylko nie bądź taki pewny
siebie. Podszkolę swojego bliźniaka i to będzie następna broń. – powiedział ze
śmiechem starszy Salvatore.
- Dwóch Damonów pod jednym
dachem? – Rozpruwacz westchnął. – Powodzenia, Angie.
Powiedział i zniknął zamykając za
sobą frontowe drzwi.
- Myślę, że chodziło mu o to, iż
tyle seksapilu pod jednym dachem to niebezpieczna mieszanka. – mruknął pod
nosem wampir. - Kobieto! – Salvatore
zwrócił się do mnie. – Dlaczego wcześniej nie powiedziałaś o tych trumnach?
Mielibyśmy przewagę na Stefciem.
- Takie same pytanie, możesz zadać
dla swojego bliźniaka. – odparłam.
- To ty też wiedziałeś? – jęknął
Damon. – Muszę jeszcze trochę nad tobą popracować, Ian. My być drużyna. Ty mieć
pomagać nam! My ci dobrzy! Stefan – niedobry!
Wybuchłam głośnym śmiechem.
Połączenie tych dwóch bliźniaków dawało genialny wynik.
- Ej, brachu. Co się z tobą
dzieje? – zapytał Salvatore.
- Ja… - zaczął Ian, a kiedy na
niego spojrzałam dowiedziałam się o co chodzi.
On nawet nie stał tak blisko
mnie, a jego twarz powoli zaczynała się zmieniać.
- Chyba jestem głodny. –
dokończył z nieobecnym wzrokiem, który był wlepiony we mnie.
- Dzyń! – krzyknął Damon. – Hmm…
Coś mi się wydaje, że wołają na obiad. Wiesz gdzie jest lodówka, sobowtórku? –
kiedy Ian pokręcił twierdząco głową, wampir dokończył. – No to zjeżdżaj, zanim
będę zmuszony sklejać w całość kawałki jakie zostaną zaraz po Angie.
Wcale nie było mi do śmiechu. Wstałam
z miejsca i podeszłam do jakiegoś malutkiego stoliczka. Może i nie bałam się
Somerhaldera ale kiedy zawładnęła nim rządza krwi, wolałam nie wchodzić mu w
drogę. Nie zdążyłam mrugnąć, a aktora już nie było. Zostałam salonie sam na sam
z Salvatorem. Nastała cisza, a ja zaczęłam intensywnie przyglądać się każdej
nitce na moich spodniach.
- Khem… - odchrząknęłam ciągle
gapiąc się w dół. – To ja już chyba pójdę na górę. Jestem zmęczona. – żadnego
odzewu ze strony wampira. Nagle poczułam jak zaschło mi w gardle. – Macie tutaj
jakąś wodę do picia? Albo cokolwiek innego oprócz krwi?
Zobaczyłam czarne buty Damona,
które zaczęły się do mnie zbliżać. Dlaczego nic nie mówi? Może on też chce coś przekąsić?
Przestraszyłam się i zamknęłam oczy modląc się w duchu, żeby się myliła. Kiedy
je otworzyłam nie widziałam już swoich szpilek, tylko parę przepięknych
szaroniebieskich oczu wpatrujących się we mnie. Zamarłam. Uff… Jego twarz nadal
była normalna. To znaczy nadal nienormalnie piękna ale przecież miałam nie wchodzić
na te tematy, kiedy byłam w jego pobliżu. Wyprostowałam się jak struna i po
chwili tak samo uczynił Damon. Staliśmy blisko siebie. Zbyt blisko.
- To dostanę tą wodę? Lub
jakikolwiek inny napój? – zapytałam lekko drżącym głosem.
- Myślałem, że mówisz do podłogi.
Jestem aż taki brzydki? – zrobił minę słodkiego pieska, a kiedy zapewne
usłyszał przyśpieszony rytm bicia mojego serca, jego prawy kącik ust,
powędrował delikatnie w górę. – Już idę po tą wodę.
Niespodziewanie zniknął. Ach te
wampiry i ich zawrotna prędkość przemieszczania się. Chyba zacznę z tym
tęsknic.
W ostatniej chwili uchyliłam się
od lecącej prosto na mnie, butelki. Przeleciała tuż obok mojego ucha. Tylko
dziwne, że nie usłyszałam jak spada na ziemię, albo robi wgniecenie w ścianie.
Odwróciłam się. Przy regale z książkami stał Damon, podrzucając jak gdyby nigdy
nic, buteleczkę z wodą.
- Może i nie jesteś już wampirem,
bo nie złapałaś tej butelki, ale jak na człowieka i tak masz bardzo dobry
refleks. – mruknął zadowolony.
- Szpaner. Mogłam zginąć! –
oburzyłam się, chociaż musiałam przyznać, że przecież nic mi się nie stało.
Podeszłam do niego i chciałam wyrwać butelkę ale wampir podniósł rękę do góry
tak, że musiałabym podskoczyć, aby dostać do butelki. Złożyłam ręce na piersi.
– Ile mamy lat?
- Zaschło ci w gardle? – zapytał
niewinnie, chociaż od razu doszukałam się w tym pytaniu drugiego dna.
- Nie. – odpowiedziałam na oba
pytania, kiedy podał mi butelkę. Odkręciłam plastikową zakrętkę i powiedziałam
z sarkazmem. – Poprosiłam o wodę, żeby zrobić to.
Skorzystałam z tego, jak wampir
się zdziwił i wylałam ¼ zawartości butelki na niego.
- I kto tu ma ile lat? –
powiedział i chociaż chciał zachować powagę, słabo mu to wychodziło. Wytarł
ręką twarz, a przód jego koszulki zrobił się trochę mokry, jeszcze bardziej
przyklejając się do ciała.
Wypiłam trochę wody z butelki, a
na mojej twarzy ciągle gościł triumfalny uśmiech.
- Chyba pójdę zobaczyć, czy Ian
nie wypił całej lodówki z woreczkami krwi. – powiedział z uśmiechem, nagle
zmieniając temat. Odwrócił się i zaczął iść w stronę drzwi, zapewne
prowadzących do piwnicy. – Jeszcze osobiście wysuszysz mi tą koszulkę. – dodał
ze śmiechem, nie odwracając się w moją stronę.
Po chwili zniknął za drzwiami, a
ja z poprawionym humorem ruszyłam do swojego pokoju.
~~~~~~~~~~
Śniłam. Chyba o Damonie.
Przytulał mnie i było mi tak nieopisanie dobrze. Oh nie! Zaczynałam się chyba budzić.
Obraz powoli zanikał. Czułam, jak łóżko powoli się ugięło. A może jednak dalej
śniłam. Ktoś przytulił mnie od tyłu. Dlaczego nie było mi miło? To nie ten
uścisk, nie te silne ręce. Ale te ramiona też znałam… Jakiś dodatkowy materiał
na jednej z nich? Coś tu było nie tak…
- Luki! – pisnęłam i wyrwałam się
z jego uścisku. – Co tutaj robisz?
- Teoretycznie to moje łóżko. –
mruknął z uśmiechem.
No tak. To był jego pokój, ale
tylko dlatego tu wylądowałam, ponieważ on spał w moim, a Victoria i Nina zajęły
już jeden pokój, więc zostawał mi tylko ten, lub Stefana. Co do tego drugiego,
wolałam tam nie wracać, wiec zostałam tu z myślą, iż Luki zostanie w moim.
Trochę się przeliczyłam.
- Jak chcesz. – odparłam zaspana
i zaczęłam zwlekać się z łóżka. – Wracam do swojego.
- Z nim byś się położyła. –
powiedział pod nosem ale udałam, że tego nie słyszę.
Był środek nocy, a ja byłam
wściekła, że ktoś mnie zbudził. Nie zamierzałam dodatkowo wdawać się w
bezsensowne kłótnie. Wyszłam, cichutko zamykając za sobą drzwi i na palcach
ruszyłam w stronę swojego pokoju.
Liczyłam drzwi, aby przypadkiem
nie wejść do innego. Kiedy byłam już pewna i zobaczyłam jeszcze drzwi do pokoju
Damona, na końcu korytarza, uchyliłam drzwi. To ten.
Najgorzej, że przez swoje zaspane
oczy widziałam Victorię, która leżała na skos, zajmując całe łóżko. Od razu w
mojej głowie zaświtał następny pomysł. „A może by tak pójść do pokoju
Salvatora? Przecież on jest wampirem, nie musi spać.” tłumaczyłam dla siebie.
Chyba było naprawdę późno. Ja i takie pomysły? Gdzie kilka godzin temu nie
chciałam nawet spojrzeć w jego oczy? Nie myślę jasno. Ale tak bardzo nie chcę spać
w fotelu. W tej chwili przyciąga mnie tylko mięciutkie i cieplutkie łóżko.
Dobra, za dużo tego myślenia. Zaraz głowa mi wybuchnie.
Raz się żyje…
To jak, Angie?
Pójdziemy?
Czy nie pójdziemy?
Znasz odpowiedź.
TAK.
Tak wyglądała burza mózgów, która
odbyła się w mojej głowie, w środku nocy.
Zamknęłam cicho drzwi i znowu
znalazłam się na korytarzu. Spojrzałam na swoją pidżamkę. Mogło być gorzej.
Bluzka na ramiączkach. Żadnej seksowności. Same majtki. No dobra tu był mały
problem.
Jeszcze raz wróciłam do pokoju,
wygrzebałam z szafy krótkie spodenki, nałożyłam je i wyszłam z pokoju,
zachowując się jak najciszej umiałam. Teraz było dobrze. Aż zaśmiałam się w
duchu, że nawet o tej godzinie umiem tak się sprężyc, żeby myśleć trzeźwo. Ale
to była tylko chwila.
Zapukałam dwa razy do pokoju
Damona i nie czekając na zaproszenie weszłam do środka. Tylko odwróciłam się
przodem do jego pokoju, a wampir już stał krok ode mnie. Byłam tak śpiąca, iż
nawet się nie przestraszyłam.
- Nie skradaj się do mnie. –
wyszeptał. – Tym bardziej w nocy.
- Oj skończ już gadać. – jęknęłam
i podeszłam do jego łóżka.
- Coś się stało? – zapytał z
uśmieszkiem.
- Tak. Nie mam gdzie spać, więc
wolałam już przyjść tutaj i cię zbudzić niż iść do sypialni Stefana. –
odparłam. – Zignoruję taż fakt, iż jesteś w samych bokserkach.
- Dobra. Dla mnie nic nie
przeszkadza. – podniósł ręce w obronnym geście. – A ty najwidoczniej jesteś tak
śpiąca, iż nie będzie ci przeszkadzało, że wylądujemy w jednym łóżku, razem, w
nocy.
- Dokładnie. – odpowiedziałam z
uśmiechem. Moje oczy coraz bardziej się kleiły. Klapnęłam na to wielkie łoże.
Po chwili Damon położył się obok
mnie i zakrył nas jakąś jedwabną, czy satynową narzutą. Nie potrafiłam teraz
nawet rozpoznać materiału!
- Wiesz… Jesteś bardzo śmieszna
kiedy jesteś śpiąca. – oznajmił z chytrym uśmieszkiem Salvatore.
- Tak? Bardzo mi miło… -
wymamrotałam coś.
- Chyba pierwszy raz leże z
kobietą w łóżku i mimo, że nie uprawiamy seksu, chce ją przytulić. – powiedział
bardzo cicho, ale i tak to usłyszałam.
- Interesujące… Ale ty przecież
ze wszystkim sobie radzisz. – powiedziałam ostatnie słowa i zaczęłam poddawać
się wpływom Morfeusza. Ostatnie co poczułam to, że ktoś mnie przytulił. Ale to
już był TEN właściwy uścisk. Poczułam się tak dobrze. Pewnie jutro okaże się,
że był to tylko piękny sen…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz