niedziela, 29 lipca 2012

Rozdział 11: Bad Romance.




[…] Wampir wziął mnie na ręce i nagle leżeliśmy na łóżku, tak, jak dzisiaj rano.
            - To chyba na tym skończyliśmy. – mruknął, uśmiechnął łobuzersko i znowu wpił się w moje wargi…
            Z wielkim trudem oderwałam się od Damona. Kiedy popatrzył na mnie zdezorientowany, położyłam mu na ustach palec, dając do zrozumienia, żeby chociaż na chwilę zamknął swoją szanowną buźkę i nie wymachiwał swoim językiem (tym razem) w mojej jamie ustnej. Oczywiście nie twierdzę, że nie było to najprzyjemniejszą rzeczą, jaka mnie dotąd spotkała w życiu, ale musiałam chociaż spróbować zachować jasność umysłu.
            - Coś mi się zdaje, że jednak nadal jestem za mało pijana, żeby wylądować z tobą w łóżku. – stwierdziłam z niewinnym uśmiechem.
            - Ostatniej nocy nie zauważyłem, żebyś miała z tym jakiś problem. – odparł niewyraźnie, ponieważ mój palec nie schodził z jego ust.
            - Wczoraj… - zająknęłam się nie wiedząc co powiedzieć. – to była inna… sytuacja. Teraz jestem pod wpływem alkoholu. – dopiero kiedy wypowiedziałam te słowa, zdałam sobie sprawę z tego, jak mocno się wkopałam.
            - Czyli jednak jesteś pijana? – zapytał Damon z łobuzerskim uśmiechem, w tej samej chwili zdejmując mój palec z jego ust i kładąc moją rękę swobodnie na łóżku. – Czy coś źle zrozumiałem, Angie?
            Głos przepełniony pożądaniem i namiętnością. Teraz flirt Lukiego wydawał się taki żałosny. Nie, WSZYSTKO zaczęło być takie marne i nędzne w porównaniu do tego niebieskoszarookiego wampira, którego źrenice, chociaż przysłonięte były mgiełką, nadal przytomnie wpatrywały się w moją twarz, a przynajmniej próbowały. W mojej głowie kotłowało się zbyt wiele myśli.
Co mam zrobić?
Bierz go.
Nie pomagasz mi!
Bierz go!!!
Ale jesteśmy pijane!
Zacznij się leczyć Angie Reed, już nie pierwszy raz rozmawiasz sama  ze sobą.
Tak zakończyłam swój wewnętrzny monolog, który wcale mi nie pomógł, tylko bardziej dał do zrozumienia, że potrzebna mi była pomoc psychiatry. Dopiero teraz zauważyłam, że w swojej głowie stworzyłam te rozsądne „ja” i te „ja”, które wolało zaszaleć i nie przejmowało się konsekwencjami. Zdecydowanie chore. Tak jak w filmach, gdzie na twoim prawy ramieniu stoi aniołek, a na lewym diabełek, oboje podszeptują ci rady do ucha. Jezu! Siedział na mnie facet, aka wampir, który chciał się ze mną kochać, a ja zastanawiałam się nad swoim stanem psychicznym!
Odetchnęłam dwa razy na spokojnie i zamknęłam oczy. Kiedy już je otworzyłam, podjęłam decyzję. Może będę jej żałować, ale na pewno nie teraz. Raczej rano, kiedy wytrzeźwieję. Usłyszałam ostatnie krzyki rozsądku. Wiedziałam jak się ich pozbyć.
Nachyliłam się w stronę Damona.
- Przynieś alkohol. – wyszeptałam mu na ucho polecenie.
- Czy nie dość już wypiłaś? – zapytał przybierając minę srogiego rodzica.
- Oh, nie udawaj, że się o mnie troszczysz. – kiedy chciał coś powiedzieć, znowu położyłam mu palec na ustach. Spodobała mi się ta miękkość. – Ale jeśli nie chcesz, to nie. – dodałam z obojętną miną i zaczęłam wyswobadzać się z jego uścisku. – Może Ian mnie czymś poczęstuje…
- Hej! – wydusił wampir i podniósł ręce do góry w obronnym geście. – Zostaw bliźniaka w spokoju. To porządny facet. Coś mi się zdaje, że Angie jednak nie lubi poukładanych chłopców.
- Jakiś ty pewny siebie… - odparłam tylko i skierowałam się w stronę drzwi. Chociaż w środku płakałam ze śmiechu, moja twarz nadal była beznamiętna.
- Za to mnie lubisz. – powiedział. W jednej sekundzie znalazł się naprzeciw mnie i położył swoje ręce na moich biodrach.
Pod tym dotykiem, moja skóra rozgrzewała się przyjemnie. Jednak chwyciłam wampira za dłonie i złączyłam razem z moimi, w dzielącej nas przestrzeni. Zrobiłam najbardziej wzruszoną minę na jaką się zdobyłam.
- Och, Damon! – wykrzyknęłam, jak w przereklamowanych operach mydlanych. – Luby! – dodałam, mając już prawie łzy w oczach. Naprawdę kochałam tę umiejętność. Mogłam płakać na zawołanie! – Weź swoje rączki i zrób z nimi coś pożytecznego. – kiedy chciał już coś dodać, wcięłam mu się w słowo. – Nie, Panie Zboczony, nie chodzi mi o TO. Po prostu zniknij mi z oczu i przynieś wreszcie jakiś alkohol! – skończyłam pozostawiając na swojej twarzy szyderczy uśmiech.
Starszy Salvatore prychnął tylko i zgodnie z poleceniem straciłam go z pola widzenia. Stał oczywiście przy barku. Po chwili powrócił, teraz już w ludzkim tempie i zatrzymał się bardzo blisko mnie. Między moją klatką piersiową, a jego umięśnionym torsem znajdowała się wielka butelka jakiegoś alkoholu.
- Bruichladdich X4, 88% mocy. – poinformował wampir naukowym tonem.
Jednym zamaszystym ruchem zabrałam whisky i skierowałam się w stronę łóżka, zaczęłam odkręcać butelkę. Przed pociągnięciem pierwszego łyka, usłyszałam jeszcze.
- Tylko później nie mów, że nie ostrzegałem. To najmocniejsza whisky na świecie. – dodał.
- Czyli nadeszła wiekopomna chwila. – powiedziałam i usiadłam na łóżku. – Nie myśl, że będę piła to sama. Jeśli mamy się uchlać i nic nie pamiętać, to razem.
- Nie musiałaś mnie do tego przekonywać. – odparł Damon, podszedł do mnie, wyrwał butelkę z rąk i wypił dwa łyki.
Jego mina była tak skwaszona, jakby zjadł co najmniej kilkanaście cytryn. Podał mi butelkę. Szybko pochłonęłam tyle samo co wampir, tylko ja, nie skrzywiłam się jak małe dziecko. Patrząc się prosto w jego, już nieco zdziwione oczy, czułam jak palący płyn przepływa przez mój przełyk. Nie kłamał z tą mocą.
- Chyba nie myślałeś, że wyłożę się na podłodze po jednym łyku. – rzekłam z niewinnym uśmiechem.
- Ale… to… Tak właśnie myślałem. – odpowiedział i usiadł obok mnie.
Pijacką grę czas zacząć.

~~~~~~~~

- Mhoghe juh pohknoc?
- Nie… - powiedziałam przeciągle i zachichotałam. – Jeszcze tylko Martini.
Damon znów zaczął coś bełkotać, ale alkohole, które pływały w jego jamie ustnej, trochę mu to utrudniały. To ja wlałam mu to wszystko, oczywiście za pozwoleniem. Chciał, żebym zrobiła mu drinka, a żadnemu z nas nie chciało się ruszyć czterech liter, aby przynieść szklanki. Więc… wampir miał już w buzi grenadynę, brandy, sok z cytryny i Campari. Dolałam Martini. Wszystko było w pomniejszonych proporcjach. Chodziło o sam smak i moją satysfakcję z zadowolonej miny „klienta”.
- Mmm… Przepyszny. – zamruczał Salvatore.
Podniósł się do pionowej pozycji i przylgnął do mnie swoimi miękkimi ustami.
- Naprawdę dobre. – powiedziałam bardziej do siebie. - To, znawco, był drink „Harvard”.
- W takim stanie, pamiętasz jeszcze nazwy?! – jęknął Damon. – Wygrałaś. – podniósł ręce i rzucił się z powrotem na łóżko. – Ja już jestem pijany.
Trochę zdziwiło mnie to wyznanie. Przecież wampir nie powinien się upijać. Rozejrzałam się po wielkim pokoju. Teraz raczej nie przypominał normalnego pomieszczenia, tylko skup szklanych butelek. Na podłodze leżała większość z nich. Niektóre na szafkach, wylewając ostatnie krople alkoholu na drewno, książki. To wszystko sprawiało wrażenie, jakby przed chwilą odbyła się tu niezła impreza. Sama do tej pory nie wierzyłam, że mogliśmy tyle wypić.
Ciemne, fioletowe zasłony leżały teraz swobodnie na podłodze, po tym jak Damon zerwał je z karnisza. Wtedy, wypił za dużą ilość tequili naraz. Zarzucił ciemny materiał na plecy, robiąc z niego pelerynę i powiedział, że od teraz mogę się do niego zwracać Dracula*. Kiedy odparłam, że wolę Lestata**, przygasł trochę, ale zaczął się temat o ulubionych pisarzach, książkach, zakrapiany oczywiście przeróżnymi alkoholami. Na własne oczy zobaczyłam, że jego kolekcja trunków z całego świata była niesamowita, co potwierdzały też butle walające się po pomieszczeniu. W pewnym momencie wampir stwierdził, że w każdym kącie jego pokoju znajduje się alkohol, więc wyrzuciłam wszystkie ubrania z jego szafy i z udawanym smutkiem rzekłam, że tutaj nie było. Później przyszedł czas na „szczere pijackie rozmowy”. Opowiedziałam mu chyba wszystko. Od relacji z rodziną i znajomymi ze szkoły, po ulubione płatki śniadaniowe.
Wzięłam następnego łyka whisky, którą trzymałam w ręce. Zapewne trunek kosztował dużo więcej, niż pensja mojej matki.
Jezu, jestem już naprawdę pijana.
Kiedy u mnie nadchodzi ten błogi stan, co nie zdarza się tak często, zaczynam śpiewać, grać na mojej gitarze elektrycznej. Instrumentu przy sobie nie miałam, więc pozostawał mi tylko śpiew. Zawsze wszyscy mi mówili, że mam rockowy głos. A czy to była prawda?  Nie raz występowałam na różnych koncertach. Kiedyś trafiłam do zespołu, ale miałam zbyt dużo nauki i musiałam zrezygnować. Jednak nigdy nie lubiłam wprawiać w wibracje swoich strun głosowych przy rodzinie. Każdy dźwięk zatrzymywał się w moim gardle i informował, że nie ma zamiaru wyjść. Tak, dziwna przypadłość.
Nagle w głowie usłyszałam znaną mi melodię coveru „Whiskey In the Jar” Metaliki. Zaczęłam śpiewać pierwszą i drugą zwrotkę. Słowa znałam na pamięć. Większość utworów, jednego z moich ulubionych zespołów, pamiętałam lepiej niż właściwości tkanki chrzęstnej. W czasie krótkiej przerwy, którą zrobiłam sobie przed refrenem spojrzałam na Damona. Wyglądał jakby go zamurowało. Uśmiechnęłam się zadziornie.
- Nieźle śpiewasz, kotku. – szepnął przybliżając się do mnie.
- Na pewno lepiej od ciebie, Draculo. – odparłam, będąc tak blisko niego, że nasze usta stykały się kiedy wypowiadałam te słowa.


Ku mojemu zaskoczeniu wampir odepchnął mnie lekko od siebie. Przybrał najpoważniejszy wyraz twarzy, na jaki było go stać.
- “Angie, Angie
 When will those clouds all disappear?
 Angie, Angie
WHERE WILL IT LEAD US FROM HERE?”*** – zaczął śpiewać Salvatore, specjalnie głośniej zaznaczając ostatnie zdanie, patrzył mi się w oczy. Może i nie miał głosu lidera The Rolling Stones, ale i tak był niesamowity. Zapewne moja twarz wyglądała teraz tak, jak jego, jeszcze przed chwilą. Osłupiała. Niby, to taki tani sposób na podryw. Zaśpiewać coś dla dziewczyny… ale za to jaki skuteczny. Damon, zręcznie omijając cześć piosenki, wstał i potykając się o leżące na podłodze butelki, stanął naprzeciw mnie.
- “Angie, Angie
OH, YOU CAN SAY WE NEVER TRIED
 Uh Angie, you're beautiful ... yes”*** – skończył i usiadł koło mnie. Nie myśląc za dużo, rzuciłam się na wampira, złączając nasze usta. W tej chwili, z mojego umysłu wyfrunęły ostatnie rozsądne myśli. Już nie byłam sobą. Zostałam oficjalnie zamieniona w Pijaną Angie. Nie miałam przed sobą żadnych barier, ograniczeń. Wszystko było możliwe. Najważniejszą rzeczą zostały usta Damona. Ciepłe, miękkie, trochę pachnące whisky, ścierały się teraz z moimi. Nasze wargi robiły się coraz bardziej nabrzmiałe, a pocałunki bardziej namiętne i gorące. Przewróciłam go z impetem na łóżko i zaczęłam błądzić dłońmi po jego torsie przykrytym czarną koszulką. Mimo materiału, czułam pięknie wyrzeźbione mięśnie. Wampir szybko zdjął z siebie górę dziennego stroju i rzucił w kąt pokoju. Moim oczom ukazała się idealnie umięśniona, blada klatka piersiowa. Moje ręce dokładnie badały ten kawałek jego ciała, podczas gdy nasze języki biły się o władzę. Żółta, markowa bokserka, którą miałam dzisiaj na sobie, została ze mnie zerwana w jednej sekundzie. Nawet się nie zastanawiałam czy porwała się, czy nie. Wampir oderwał się ode mnie. Spojrzałam na niego zdziwiona ale on nie patrzył na moją twarz, tylko na… stanik. Odwrócił nas tak, że teraz ja byłam na dole. Nachylił się nad moimi piersiami i złożył pocałunek na koronkowym materiale, niby przez przypadek zahaczając też o skórę. Zadrżałam i znowu wpiłam się w jego usta. Damon zszedł z pocałunkami na moją szyję, a dłońmi zaczął błądzić po moich plecach. Moje ręce powędrowały do jego włosów, przyciągając do go do siebie jeszcze bardziej.
Namiętność, która unosiła się w powietrzu, była wręcz namacalna.

~~~~~~~~~~

- Damon! – wyszeptałam przerażona. – Damon! – powiedziałam już trochę głośniej, budząc bruneta. – Popatrz.
- Co do ku… - zaczął.
Moje pierwsze wrażenie było takie same. Właśnie patrzyliśmy się na kilkadziesiąt butelek, dosłownie, wiszących w powietrzu przed łóżkiem. Trochę po lewej stornie, tuż przy szafie, lewitowały ubrania wampira, które wczoraj wyrzuciłam z szafy. Niesamowity widok. Promienie słońca, które wślizgiwały się do pokoju, odbijały się od kryształowych butli i szklanek. Wyglądało to, jak wielki żyrandol.
- Jak myślisz? Jak to się stało? – zapytałam, wpatrując się w te niezwykłe zjawisko.
- Wiesz… - Salvatore podrapał się po głowie zakłopotany. – Myślę, że to ty.
Szok. Zdekoncentrowałam się na chwilę i zobaczyłam, jak całego szkło zaczyna spadać na dół. W ostatniej chwili, parę milimetrów przed ziemią, znów skupiłam całą uwagę na butelkach. Podziałało. Wszystkie zahamowały gwałtownie. Jeszcze nie dochodziło do mnie, czego właśnie dokonałam. Gen czarownicy! Przecież tato mówił, że mogę uruchamiać każdy, ale osobno. Z tego względu, iż byłam wierną czytelniczką tomów o Potter’rze, chciałam powiedzieć „vingardium leviosa”, ale w ostatniej chwili zmieniłam zdanie. Wyciągnęłam dłoń przed siebie i wykonałam prawie niewidoczny ruch z góry na dół. Znowu podziałało. Całe to szkło powróciło po cichu na swoje miejsca a podłodze.
- Sabrina nie dorasta ci do pięt. – oznajmił Damon.
Od razu zorientowałam się, że mówi o tym popularnym serialu. Uśmiechnęłam się tylko.
- A do Hermiony brakuje mi tylko różdżki. – mruknęłam z sarkazmem.
Nagle coś do mnie dotarło. Leżę w łóżku z wampirem, w samej bieliźnie. W nocy musiałam nieświadomie uruchomić gen czarownicy, a teraz przekomarzam się z Salvatorem, jak gdyby nigdy nic. Przeraziłam się.
Co było wczoraj? Co się wydarzyło? Do czego doszło?
Mogłabym powtarzać to bez końca. Ostatnie co pamiętałam z wczorajszego dnia, to przyjście do pokoju wampira i… pocałunek. Po tym była jedna, wielka pustka. Zorientowałam się, że w pokoju zapadła niezręczna cisza.
- Pamiętasz co… - zaczęłam.
- Nie. – Damon od razu mi przerwał.
Spojrzałam na niego. Wyglądał na tak samo zdezorientowanego, jak ja. Ale czy to nie była tylko przykrywka? Tego nie wiem i raczej nie znam sposobu, aby się dowiedzieć. Może jednak powinnam mu zaufać?  Trudna decyzja, ale wyboru chyba nie miałam.
Jeszcze raz spróbowałam wygrzebać coś ze swojej pamięci. Nie znalazłam nic, oprócz wielkiej czarnej dziury, przez którą moja głowa zaczęła jeszcze bardziej pulsować z bólu. Jęknęłam.
- Czyżby jednak litry wypitego alkoholu dały o sobie znać? – zapytał z ironią, trzymając swoje usta przy moim uchu.
Wzięłam poduszkę, którą miałam pod głową i rzuciłam w niego.
- Nie tak głośno! – pisnęłam.
Wampir zaśmiał się i zmierzwił włosy ręką.
Wygrzebałam się powoli z łóżka i zaczęłam szukać wzrokiem ubrań. Pokój wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Schwyciłam szklankę, która stała na komodzie. Czułam, że gen czarownicy jeszcze mnie nie opuścił. Wiedziałam, iż mam w sobie jakąś obcą moc, która czyni mnie niepokonaną. Skupiłam się na kryształowej szklance, którą trzymałam w ręce. Przymknęłam oczy, a kiedy już je otworzyłam naczynie było po brzegi napełnione wodą.
- Coraz bardziej mi się to podoba. – mruknęłam sama do siebie. Wypiłam wszystko za jednym haustem.
Po chwili chodzenia po pomieszczeniu, wreszcie znalazłam swoje spodnie, a raczej to co z nich zostało. Może nie było, aż tak źle, ale moje rurki miały tyle dziur ile powinny mieć oryginalne „poszarpane” dżinsy za sto dolarów. Szybko wciągnęłam je na siebie. Podniosłam z podłogi bokserkę. Z tą było gorzej, ponieważ była tak podarta z przodu, że odsłaniała cały stanik. Na szczęście moja wyobraźnia od razu znalazła prowizoryczne rozwiązanie. Podeszłam do leżących na podłodze ubrań Damona i zaczęłam je po kolei przerzucać. Kiedy wreszcie znalazłam czarną koszulę, nałożyłam ją na siebie, podtoczyłam rękawy do łokci, a końce bluzki zawiązałam pod biustem. Bolerko gotowe.
Odwróciłam się w stronę łóżka. Wampir nie ruszył się z miejsca.
- Zabrałaś moje ulubione ubranie! – westchnął z wyrzutem. – Chyba będę musiał dzisiaj chodzić bez koszuli.
- Powodzenia. – rzuciłam tylko i skierowałam się w stronę drzwi. Starszy Salvatore od razu zagrodził mi drogę.
- Tak, słucham? W czym mogę pomóc? – zapytałam z sarkazmem.
- A któż inny, niż ty, pomoże mi przypomnieć sobie, czy wczorajszy seks był dobry, czy nie? – jego głos również przesiąknięty był ironią.
Po słowach wampira wezbrał we mnie gniew. Czy on myśli, że okręcił sobie mnie wokół palca? O nie… Nie wiem co stało się w nocy, ale… ale dowiem się. Przecież jeśli my uprawialiśmy… Muszę przestać o tym myśleć! Nie jestem z tych dziewczyn, które przez alkohol nie pamiętają swojego pierwszego razu!
Łzy zebrały się w kącikach moich oczu. Skupiłam się całkowicie i po paru sekundach osiągnęłam swój cel. Damon upadł na kolana, łapiąc się za głowę i cicho jęcząc. Przymknęłam oczy.
- W nocy do niczego między nami nie doszło! – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Ominęłam cierpiącego i kiedy otworzyłam drzwi, dodałam tylko. – Rada na przyszłość: NIE ZADZIERAJ Z WIEDŹMĄ.
Mocno trzasnęłam drzwiami i szybko pobiegłam w kierunku własnego pokoju. Wpadłam przez drzwi jak burza. Na szczęście nigdzie nie widziałam Victorii. Ciocia nie mogła się o niczym dowiedzieć. Weszłam do łazienki i zaczęłam napełniać wannę wodą z różanym płynem do kąpieli. Jak tylko zdjęłam ubranie i zanurzyłam się w gorącej wodzie, dałam upust emocjom. Łzy zaczęły strumieniami płynąć po moich policzkach. Teraz w sercu miałam to samo co w pamięci – pustkę.
- Oh f*ck. Co ty do cholery narobiłaś, Angie? – szepnęłam sama do siebie.

~~~~~~~~~~ 


- Nic mi się nie stanie, jak tu na chwilę zostanę. – stwierdziłam, tym samym przerywając ostatecznie wszystkie kłótnie.
- Za dziesięć minut wrócimy. – zapewniła mnie Viki.
- Powtarzasz to już piąty raz! Za drugim zapamiętałam to na pamięć. – mruknęłam pod nosem. – Będę sobie grzecznie siedzieć i przyrzekam na wszystko, że nie tknę alkoholu.
Ian, Elena, Victoria i Damon pokiwali tylko głowami i wyszli z pomieszczenia. Zostałam sama. Nie, to wielkie niedopowiedzenie. Siedziałam właśnie na wysokim krześle barowym umieszczonym przy długim, drewnianym blacie. W prawej kieszeni moich krótkich, dżinsowych spodenek znajdował się telefon. Na ramiona narzuconą miałam niebieską marynarkę. Wokół mnie kręciło się mnóstwo ludzi. Bądź, co bądź, wreszcie dowiedziałam się, jaki mieliśmy aktualnie dzień tygodnia. Muszę przyznać, że w sobotę ruch w Mystic Grillu, jednym z największych miejscowych barów, był naprawdę wielki. Większość z nich, byli to uczniowie liceum, a przynajmniej na takich wyglądali.
Byłam właśnie po wizycie u Bonnie, która wypytywała się dokładnie o moją rozmowę z ojcem. Nie mówiąc mi nawet na czym będzie polegała moja przemiana, zaczęła pytać co postanowiłam. Czy ona w gorącej wodzie kąpana? Siedzę tu tylko kilka dni i już mam wiedzieć co robić?
Coś mi się zdaję, że nie podejmę tak szybko tej decyzji. Konsekwencje aka „nie wiadomo czy wrócę potem do własnego świata” są zbyt poważne. Muszę przyznać, że jak o tym pomyślałam czułam dreszczyk. Raczej nie przerażenia, a podniecenia? Pierwszy raz cały mój los leżał tylko i wyłącznie w moich rękach. Gdzieś w podświadomości miałam cichą nadzieję, że może gdybym uruchomiła klątwę i uratowała Mystic Falls od zagłady Klausa, normalnie wróciłabym do nudnej Warszawy, do rodziców? Najgorsza była ta niewiedza. Czemu nikt nie mógł napisać jakiejś instrukcji obsługi do bycia hybrydą wampira, czarownicy i wilkołaka?
Na chwilę spróbowałam odepchnąć od siebie wszystkie nieprzyjemne myśli. Odwróciłam się tyłem do lady i popijając małymi łyczkami Coca-Colę, zaczęłam obserwować tłum znajdujący się w barze. Dzięki serialowi, niektóre osoby nawet kojarzyłam z wyglądu, ale resztę widziałam po raz pierwszy w życiu. To takie dziwne… Oni wszyscy prowadzą normalne życie i przecież nie mają pojęcia, że istnieją jakieś inne wymiary, nie wspominając już o wampirach. Każdy zebrany tutaj człowiek ma własną historię, wspomnienia, rodzinę. Tak jak ja, kiedyś w Warszawie.
Moje rozmyślania przerwał jakiś mężczyzna, który przeszedł tuż przede mną. Szedł do mnie tyłem, ale nawet z tej strony wyglądał dziwnie znajomo. Skórzana, beżowa kurtka, dżinsy i te jasne, krótkie, ale bardzo pokręcone włosy. Nieznajomy przystanął i powoli odwrócił się przodem do mnie.
Klaus.
Stał tam, przy wyjściu z baru, kilkanaście metrów ode mnie. Ten sam, wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna z bardzo widocznymi kośćmi policzkowymi i ciemnoniebieskimi oczami. Ten wampir i wilkołak w jednym, był przystojny, ale z tego względu, że wiedziałam kim jest i co złego już zrobił, nie dałam uwieść się jego urokowi, chociaż uśmiechał się do mnie tajemniczo. To jego miałam pokonać, zabić. On uprzykrzał wszystkim życie. Zabijał bez skrupułów, manipulował. Pierwotny, któremu brakowało tylko jednej rzeczy, którą  miałam ja, a mianowicie genu wiedźmy. Odwróciłam wzrok od tej zarówno przyciągającej, jak i odpychającej osoby. Miałam nadzieję, że po prostu wyjdzie z Mystic Grilla, ale zamiast ulgi czułam tylko narastające napięcie, kiedy Klaus zbliżał się powoli w moją stronę. Próbowałam usilnie zapanować nad tempem bicia serca, jak i przybrać obojętny wyraz twarzy. Wlepiłam wzrok w grupkę młodzieży, która kręciła się przy stole bilardowym. Zimny pot wstąpił na moje plecy. Chyba jeszcze nigdy nie byłam tak przerażona i chociaż próbowałam wszystkie emocje ukryć pod maską, nie miałam sposobności aby sprawdzić, czy dobrze mi to wyszło.
- Bardzo przepraszam, że zawracam ci głowę w tak piękny wieczór, ale czy przypadkiem nie przebywałaś wcześniej w towarzystwie Damona Salvatore? – zapytał głosem ociekającym uprzejmością. Chciałam splunąć mu prosto w twarz. Nagle nabrałam trochę odwagi.
- Możliwe. Jesteś zazdrosny o chłopaka? – odpowiedziałam z sarkazmem.
- Jaka dowcipna… Aż dziwne, że poleciałaś na takiego prymitywnego mężczyznę. Nie wiesz, że on kocha inną? Nie pojmujesz, że jesteś tylko jego zabawką? Pewnie teraz uważasz mnie za wariata i nie wiesz o czym mówię, bo wykasował ci pamięć po szybkiej przekąsce złożonej z twojej krwi. Wydaje mi się, że nawet smacznej. – każde słowo wypowiadał tak dobitnie, jakby był o wszystkim święcie przekonany.
Biedy Klaus jednak nie wiedział, że jestem kimś więcej, niż chodzącą torebką krwi Damona. Jednak nie mogłam mu wyjawić prawdy. Musiałam zagrać tak, jak on chciał. Miałam być głupią lalą?
Twoje zdanie jest dla mnie rozkazem!
- Świr. – nie mogłam powstrzymać się od powiedzenia tego nosowym głosem.
- Może i zabawka, ale za to umie pyskować. Złotko, czy ty wiesz kim ja jestem? – rzekł z politowaniem w głosie. – Nie masz pojęcia. Przy mnie jesteś nikim, małą pchełką. Jednak możesz się przydać. – zastanowił się nad czymś chwilę. – O tak… Piękna karta przetargowa. Lepiej módl się, żeby twojemu ukochanemu na tobie zależało, ponieważ jeśli nie będziesz przydatna… zginiesz. Proste? Mam nadzieję. A teraz chodź za mną, jeśli nie będziesz się mnie słuchać, każdy niewinny człowiek w tym lokalu przypłaci za to życiem. – spojrzał na mnie z powagą, a po chwili uśmiechnął się nonszalancko. – Jakoś nie mam dzisiaj ochoty na przymuszanie. Przecież od czasu do czasu trzeba się zabawić!
Pierwotny ruszył przodem, a ja dalej odgrywając swoją rolę i zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, ruszyłam za nim. Modliłam się tylko o jedno, aby przypadkiem nie obejrzał się za siebie. Przecież i tak musiał słyszeć moje kroki. W kieszeni niebieskiej marynarki, którą miałam na sobie, zabrałam się za pisanie SMS-a na nowej komórce. Mimo że nie patrzyłam na ekran telefonu wiedziałam, że poradzę sobie z napisaniem krótkiej wiadomości. Wszystkie potrzebne kontakty były zapisane. Zanim wyszliśmy z budynku zdążyłam wystukać wszystko co trzeba. Kiedy przechodziliśmy przez drzwi zerknęłam tylko na wyświetlacz i nacisnęłam wyślij.
„Zgadzam się. Uruchom gen. Kłopoty.”

~~~~~~~

Jak mogli dać mi komórkę na kartę, na której nie było żadnych środków na koncie?! Telefon jest po to, aby się kontaktować.
 Na przykład w kryzysowych sytuacjach. Takich jak ta teraz!
Byłam już wykończona psychicznie. Nie wiedziałam ile dokładnie siedziałam w tej sypialni, ale podejrzewałam, że minęły już co najmniej trzy godziny. Klaus zamknął mnie w jakimś pokoju gościnnym, który był tylko trochę mniejszy od pokoju mojego i Victorii, w rezydencji Salvatore’ów. Całe pomieszczenie pomalowane i umeblowane było w beżowych i brązowych barwach. Wielkie łóżko z jasnego drewna, które stało prawie na środku pokoju, zapraszało mnie, abym położyła się na nim i usnęła. Chociaż czułam się senna, wiedziałam, że nie mogę się oddać w objęcia Morfeusza. Prawie przez cały czas wpatrywałam się w ciemność za oknem. Czasami wydawało mi się, że zza wielkiego dębu, wyłania się Damon, idąc mi na ratunek. Po przetarciu oczu majaki znikały, a ja znów wpatrywałam się tępo w przestrzeń.
Czyżby nikt mnie nie szukał? Nie jestem pieprzoną księżniczką zamkniętą w wieży, ale chociażby z tego względu, iż byłam dla nich jedyną szansą na zabicie pierwotnego, mogliby mnie w jakiś sposób znaleźć. Mieli czarownicę, która na pewno znała jakieś zaklęcia namierzające. Nie chodziło o samego Iana, czy Damona… Victoria. Nie możliwe, żeby o mnie zapomniała. Ale z drugiej strony kto by się spodziewał, że porwie mnie Klaus we własnej postaci? Przecież nikt nie powinien o mnie wiedzieć.
Postanowiłam, że będę musiała sama o siebie zadbać. Zresztą tak jak zwykle. Nie mogłam tu tak bezczynnie siedzieć. Nie byłam pieprzoną księżniczką. musiałam jakoś sobie poradzić. Tylko jak? Przecież nie mogłam uruchomić wszystkich genów naraz. W takim razie co było najbardziej przydatne? A raczej najszybsze? Oczywiście, że wampir. Ale jeśli pierwotny by mnie złapał, nie miałabym żadnych szans na przeżycie.
Nagle do głowy wpadł mi następny pomysł. Troszeczkę szalony. Jak na razie bycie aktorką wychodziło mi najlepiej, a może by tak spróbować tego i tym razem? Pójdę na żywioł i złapię go na historyjkę o nieszczęśliwej miłości? Może lepiej nie… Umierająca matka? Zbyt dramatyczne. Kocham życie, zdaję sobie sprawę ze swojego błędu i nie chcę mieć już nigdy do czynienia z Damonem Salvatore? Bingo. Chyba najbardziej prawdopodobna wersja z możliwych. Po swojej stronie miałam też fakt, iż nie można mnie było zahipnotyzować, ale zawsze mogłam udawać. Więc… przygotowania czas zacząć.
Po paru minutach idealnie weszłam w rolę smutnej i zdesperowanej dziewczyny, która zrobi wszystko, by tylko żyć tak jak dawniej. Łzy, które co chwila spływały mi po policzkach, rozmazały mi trochę makijaż, co tylko dodawało wiarygodności. Zaczęłam pukać do drzwi. Nic, nikt nie przyszedł, żadnego odzewu. Nacisnęłam na klamkę. No tak, to było do przewidzenia, że Klaus nie będzie się fatygował nawet zamykać mnie na klucz. Zapewne miał na straży kilka hybryd, których w tej chwili bałam się najbardziej.
Nagle jakaś kobieta, chyba jedna z nich, zastąpiła mi drogę.
- A ty dokąd? – zapytała chrapliwym głosem.
- Ja… Ja chciałabym porozmawiać z mężczyzną, który mnie tutaj przyprowadził. – wyjąkałam. Dziewczyna z rudymi włosami tylko się zaśmiała.
- Szefie! – zwołała, chociaż i tak wiadomo było, że wampiry usłyszą wszystko. – Ta dziwka od Salvatore’ów chce wymienić z tobą kilka zdań.
Nie dałam się rozproszyć tą obelgą. Zamiast rzucić się na hybrydę, jeszcze bardziej skuliłam się w sobie. Po paru sekundach pojawił się Klaus.
- Avalynne! Gdzie twoje maniery. U nas gości traktuje się z szacunkiem. – upomniał kobietę gospodarz.
Rudowłosa szybko się gdzieś ulotniła.
- Naprawdę pana przepraszam… - zaczęłam powoli.
- Mów mi Klaus. – poprawił mnie.
- Więc, Klaus. Ja… ja kocham swoje życie. Nie wszystko jest idealne, ale czy zawsze wszystko musi być perfekcyjnie? Ja naprawdę nie chciałam… Z Damonem… - powiedziałam, głośno szlochając. – Przez to mam same kłopoty. Nie chcę już widzieć go więcej na oczy! Wykorzystał mnie dla własnych przyjemności. Wiedziałam, że nawet nie zacznie mnie szukać, chociaż na początku łudziłam się i miałam nadzieję, że jednak jest inaczej. Ale… Ale… Byłam taka głupia. – załkałam.
Ciągle bacznie przyglądałam się twarzy pierwotnego.  Nie wyrażała ona żadnych uczuć. Lecz po chwili mężczyzna poruszył się.
- Chyba wypadam z formy. – mruknął pod nosem. – Dobrze. Wypuszczę cię, ponieważ dzięki tobie ten wieczór nie był aż taki nudny. Oczywiście będę musiał cię zahipnotyzować, żebyś nic nie pamiętała. Podnieś głowę, skarbie. – powiedział.
Podszedł bardzo blisko mnie i palcem uniósł podbródek, tak, że patrzyłam prosto w jego oczy. Który to już raz udawałam, że można mnie zaczarować?
- Ja nie wiem o czym ty…? – zaczęłam, ale Klaus gestem ręki mnie uciszył.
- Nie musisz rozumieć, jesteś tylko zwykłym człowiekiem. – Chyba nie w tym wymiarze, dodałam sobie w myślach. – A teraz… Zapomnisz o wszystkich wydarzeniach z dzisiejszego wieczoru. Nie będziesz pamiętała o Damonie Salvatore’rze. Upiłaś się w Mystic Grillu i masz lukę w pamięci. – skończył.
Coś wiem o tej dziurze…
- Mam lukę w pamięci. – powtórzyłam za nim tępym głosem.
- A teraz idź do domu, zanim się rozmyślę i mój dobroczynny weekend się skończy. – rzekł z półuśmiechem na twarzy.
Żwawo skierowałam się błyszczącymi marmurowymi schodami na dół, gdzie ściągnęłam z wieszaka moją marynarkę, w której znajdowała się komórka. Wyszłam z tej przeklętej willi, powstrzymując się, aby nie trzasnąć drzwiami.
Pierwotny mnie wypuścił?! To był chyba sen… Zaraz pewnie obudzę się na tym wielkim beżowym łóżku w pokoju, w którym mnie umieścił. Chłodny wiatr rozwiał moje włosy. Nie, nie śniłam. Naprawdę byłam świadkiem ujawnienia się tej jego „dobrej” cząstki duszy. Trzeba było to nagrać, bo chyba nikt mi nie uwierzy. Zawsze w serialu postrzegałam go, jak kogoś bezdusznego, nie znającego litości. A tu nagle okazuje się, że nawet dla tego wampiro-wilkołaka, serce do końca nie skamieniało.
Ze względu na to, iż Klaus przyprowadził mnie tutaj piechotą, wiedziałam, w którą stronę mam iść, aby trafić do Mystic Grilla. Kiedy po piętnastu minutach zobaczyłam w oddali wielki neon, zwiastujący, iż dobrze trafiłam, odetchnęłam z ulgą. Na szczęście lokal był ciągle otwarty. Na bezużytecznej komórce sprawdziłam, że było wpół do pierwszej. Weszłam szybko do ciepłego pomieszczenia, żeby nie narazić się przypadkiem na następne porwanie. Rozejrzałam się po barze.
- O Jezu! Angie! Ty żyjesz! – Viki wpadła mi w ramiona. Kiedy się od niej oderwałam, zobaczyłam, że jej twarz błyszczy od łez. – Rozdzieliliśmy się wszyscy, żeby ciebie szukać. Ja i Nina nie znamy miasta, więc zostawili nas tutaj, na wszelki wypadek gdybyś wróciła. – wytłumaczyła mi szybko. Uśmiechnęłam się blado. Od nerwów byłam naprawdę zmęczona. – Ja… Przepraszam! Wiedziałam, że nie powinniśmy cię zostawiać, ale ty jak zwykle musiałaś postawić na swoim. Co się do cholery stało?!
- Długa historia. Wszystko ci opowiem, ale może lepiej w pensjonacie? – zapytałam.
- Tak, tak, oczywiście! Już dzwonie do Damona. – Wystukała numer w komórce i czekała, aż wampir odbierze. – Nawet sobie nie wyobrażasz jak odchodził od zmysłów. Przeszukał chyba całe Mystic Falls.
Chyba jednak niecałe.
- Halo? Damon? Jesteśmy w Mystic Grillu. – parę słów po drugiej stornie słuchawki. – Tak, razem z Angie. – znów wampir coś powiedział. – Nie, nic jej nie jest. Czekamy, pospiesz się. – rozłączyła się. – Już jedzie. Nawet nie wyobrażasz sobie jak mu ulżyło. Wcześniej praktycznie zwariował.
- No tak. Przecież jestem ich jedyną nadzieją na unicestwienie Klausa. – rzekłam obojętnie.
- A mi się zdaje, że chodzi tutaj o coś innego. – odparła Viki i poruszyła śmiesznie brwiami.
- Nie wyobrażaj sobie za wiele. – mruknęłam. Przypomniałam sobie słowa Klausa. – On kocha Elenę. Tylko i wyłącznie Elenę.
- Ja mam co do tego inne zdanie, ale jak chcesz. Już nic nie mówię. – spojrzała na mnie tajemniczo.
- Dziewczyny. – zwróciła się do nas Nina, której wcześniej nie zauważyłam, ponieważ stała przy oknie. – Samochód podjechał.
- Wreszcie. – odetchnęłam z ulgą.

            ~~~~~~~~~~~~~~ , iż nie wystarczy jeśli napiszę dla niej SMS-em, że chcę aby uruchomiła klątwę. Cały ten teatrzyk wymaga mojej obecności i innych rzeczy. Kiedy usłyszałam o „rzeczach” nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać. Pocieszało mnie jedynie to, że musiałam wyjść z tego cała. W końcu tylko o to chodziło.

            Siedząc na przednim siedzeniu auta, opowiedziałam im całą historię. Tylko Damon zdziwił się tak samo jak ja, kiedy dowiedział się o litości, którą okazał mi Klaus. Victoria ciągle była zdziwiona, że nawet w takiej kryzysowej sytuacji, dałam radę wcielić się w rolę. Nie ma to jak wiara w moje „zdolności” aktorskie.
Kiedy znaleźliśmy się w pensjonacie, była już druga nad ranem. Rozeszliśmy się do swoich pokoi.
            Od Victorii dowiedziałam się, że Bonnie powiedziała, iż nie wystarczy jeśli napiszę dla niej SMS-em, że chcę aby uruchomiła klątwę. Cały ten teatrzyk wymaga mojej obecności i innych rzeczy. Kiedy usłyszałam o „rzeczach” nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać. Pocieszało mnie jedynie to, że musiałam wyjść z tego cała. W końcu tylko o to chodziło.  Dopiero po spotkaniu z Klausem, odczułam, jaka to ja jestem mała i bezużyteczna, bez jakiejkolwiek mocy.
            Damona zaszczyciłam tylko uprzejmym „Dobranoc”, które powiedziałam mu już na parterze. Miał bardzo dziwny wyraz twarzy. Tak jakby przez cały czas był spięty. To nie było do niego podobne. Nie zwracając na to większej uwagi, weszłam szybko z ciocią na górę, do naszego pokoju. Kiedy przyszła moja kolej na załatwienie wszystkich spraw w łazience, zrobiłam sobie, już drugą w tym dniu, kąpiel relaksacyjną. Tym razem z czekoladowym płynem. Kiedy piękny zapach rozprzestrzenił się po łazience z mojej głowy wyleciały wszystkie ponure myśli. Wszystko skupiło się wokół bąbelków, które utworzyły się z piany. Wszystkie były takie idealne i piękne. Dlaczego życie nie mogłoby takie być?

            ~~~~~~~~~

            - Angie! – obudziło mnie czyjeś nawoływanie. – Angie! – przetarłam oczy i zwlekłam się z łóżka. Ktoś krzyczał z salonu.
            Zbiegłam po schodach na dół. Przy lustrze, w prawym kącie pokoju stał Damon, był odwrócony do mnie tyłem. Od razu zdałam sobie sprawę, że to nie on mnie wołał. Przede mną pojawiła się Elena. Miała wściekły wyraz twarzy.
            - Angie… Co ty mu kurwa zrobiłaś, suko? – wrzasnęła mi prosto w twarz.
            - O czym ty do cholery mówisz? – zapytałam.
            - Nie krzyczcie! – powiedział opanowanym głosem wampir. Stał tyłem, ale po chwili powoli zaczął się odwracać w moją stronę.
            - Oh shit. – sapnęłam przerażona…



*Dracula – tytułowy bohater powieści „Dracula” Brama Stokera. W książce jest to wampir zamieszkały w Transylwanii.
**Lestat – jeden z głównych bohaterów książek Anne Rice „Wywiad z Wampirem”, „Wampir Lestat”, „Królowa Potępionych”. Postać, którą polubiłam chyba najbardziej. P.S. Polecam i książki i filmy. ;)
***Trochę zmodyfikowane przeze mnie słowa piosenki „Angie” Rolling Stones’ów. Zmieniłam tan ‘can’t’ na ‘can’. Linijki napisane wielkimi literami w wolnym tłumaczeniu oznaczają:
- Gdzie nas to zaprowadzi (pierwszy) – odnosiło się to do sytuacji, w której znajdowali się bohaterowie
- Możesz powiedzieć, że nigdy nie spróbowaliśmy [być razem] (fragment drugi) – to też odnosiło się do sytuacji. W pewnym sensie Damon był pijany, więc majaczył co mu tylko ślina na język przyniosła. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz