środa, 27 czerwca 2012

Rozdział 3: Paradise City.




Zemdlałam? Nie, to niemożliwe. Dlaczego po chwili zaćmienia znów wszystko stało się jasne? Poczułam za sobą tylko silne ramiona, które powstrzymały mnie przed upadkiem. Tak bardzo mnie to zdziwiło, że szybko się ocuciłam. Ale jak mogłam zachować przytomność?! Wiedziałam na pewno, że to nie jest czas na zastanawianie się nad tym, ponieważ wpatrywało się teraz we mnie kilka par oczu. Większość z ironią. Musiałam szybko ogarnąć całą tę sytuację. Ktosiek, dzięki któremu nie wyłożyłam się na podłodze, ciągle mnie obejmował. Musiałam dać mu do zrozumienia, że już wszystko OK., przecież nawet nie wiedziałam kto to.
            - Dziękuje, możesz mnie już puścić – powiedziałam uprzejmie.
            - Na pewno dasz radę sama stać? – odpowiedział mi nieznajomy (ale bardzo seksowny) głos
            - Myślę, że… - zaczęłam, wtedy mnie puścił, a gdy znowu się zachwiałam, dyskretnie za mną stanął dając mi podpórkę – nie. – uśmiechnęłam się sama do siebie. Ciekawe kto to mógł być?
            Zaczęłam się powoli obracać…
Wdech i wydech, wdech i wydech.
Chyba już osiągnęłam spokój. Było to konieczne, ponieważ stał za mną nijaki Ian Somerhalder, który dla mnie był jednym z najprzystojniejszych facetów jakich widziałam. Przybrałam najbardziej naturalną minę na jaką mogłam się zdobyć i zwróciłam się znowu w stronę moich „jurorów”.
            - Przepraszam bardzo za całą tę sytuację. Te wszystkie emocje, wiem, było to nieprofesjonalne ale jest tu też odrobinę za gorąco. – próbowałam się jakoś tłumaczyć. Przecież to normalny ludzki instynkt. – Zapewniam, że więcej to się już nie powtórzy.
            - NIE MOŻE się powtórzyć. – powiedziała Julie – Przykro mi ale inaczej długo tu nie posiedzisz.
            W ostatniej chwili powstrzymałam grymas zdziwienia. David uśmiechnął się i puścił mi oko.
            - Witaj w showbiznesie, złotko. – sarknął.
            Odwdzięczyłam się takim samym uśmiechem.
            - Chyba właśnie na tym dzisiaj skończymy Angie. Podejdź tu, mam dla ciebie cały scenariusz. – oderwałam się od mojej „ściany” i już na stabilnych nogach, żwawym krokiem podeszłam do Julie (chyba za bardzo kręciłam tyłkiem zważając na to, że stał za mną przystojny facet, który ma dziewczynę!), która zawzięcie przewracała wszystkie papiery na biurku. Po chwili na jej twarzy widać było triumf. – Mam! Na razie jest to scenariusz na jeden odcinek ale teraz mam wielką wenę, więc jeśli sprawdzisz się w swojej roli, po prostu zostaniesz na dłużej.
            Aż pisnęłam w myślach z zadowolenia. To był kolejny poziom do przejścia! A ten uśmiech Julie uznałam za szczery. Przecież ten cały showbiznes nie musi być taki oschły i sztuczny. Jak na razie nie zauważyłam tu żadnej „plastikowej” dziewczyny. Jeszcze wszystko wygląda normalnie. Jest dobrze.
            - Jutro spotykamy się o 9.00. Teraz odwiedzisz jeszcze wizażystkę, która da ci jeszcze parę wskazówek. Możesz już iść. Nasz kochany Luki wszędzie ciebie zaprowadzi. – oboje spojrzałyśmy w stronę rogu, w którym stał mój kumpel.
            - Yy. Oczywiście drogie panie… - wyrwał się z zamyślenia Luki.
            Już zaczęłam kierować się w stronę drzwi, które Luki przede mną otworzył.
            - A, Angie! Zauważyłam, że już poznałaś naszego czarującego Iana? – zapytała retorycznie Julie.
            Czułam, że krew zaraz napłynie mi do twarzy. Tylko kątem oka spojrzałam na środek sceny, gdzie jeszcze przed chwilą stałam z tym znanym aktorem. Zaczyna się…
            - Do zobaczenia! – powiedziałam i szybko odwróciłam głowę.
            - Pa! – usłyszałam za sobą.
            Wyszłam żwawym krokiem. Za mną podążał Luki. Kiedy zobaczyłam Victorię, siedzącą na czerwonej sofie, poczułam się jeszcze lepiej. Kiedy ona zobaczyła mnie zerwała się na równe nogi i uścisnęła mnie mocno.
            - Angie! I jak? Powiedz coś! Udało się? Nie mogłam się ciebie doczekać. Opowiadaj dokładnie co tam się stało? – mówiła jak histeryczka, a kiedy się dowie kogo spotkałam… W swojej wyobraźni już widziałam jej minę.
            Zaczęłam chichotać.
- Wszystko w swoim czasie, kochana ciociu… - zaczęłam niewinnie.
            - Boże! Wiedziałam, że cię wezmą! – uścisnęła mnie tak mocno, że na chwilę straciłam oddech. – Moja krew! – teraz już razem się śmiałyśmy.
            - Victorio… Wszystko opowiem ci później. Teraz mamy jeszcze parę spraw na głowie. Luki, prowadź. – wydałam rozkaz.
            - Gdzie idziemy? – zapytała ciocia
            - Do wizażystki naszej przyszłej gwiazdy. – wykrztusił kumpel, między kaszlnięciami. Obróciłam się i pokazałam mu język. – no co źle mówię? – skończył i uśmiechnął się swoim najbardziej ponętnym uśmiechem (nie żeby coś na mnie działało)
            Luki poprowadził nas do jednej z największych przyczep znajdujących się na placu. Poszedł pierwszy i zapukał.
            - Roooose! To ja, Luki. – odwrócił się i podniósł jedną brew po to, by pokazać jakie ma znajomości.
            - Idę! – odpowiedziała kobieta, głosem stłumionym przez drzwi.
            Kiedy drzwi się otworzyły zobaczyłam wysoką dziewczynę. Nie była przeraźliwie chuda. Miała trochę ciałka, które dodawało jej pięknych kobiecych kształtów. Posiadała długie, proste, blond włosy. Ubrana była w modnie porwane dżinsowe spodenki i różową bokserkę z napisami (którą chyba sama zaprojektowała). Oprócz tego na nogach miała chyba piętnastocentymetrowe, czarne szpile. Uwagę przykuwały bardzo wielkie, zielone oczy, które wpatrywały się teraz we mnie i Victorię z zaciekawieniem.
            - Przedstawiam ci Victorię Carney i jej siostrzenicę Angie Reed, twoją przyszłą klientkę – powiedział podniosłym głosem.
            - Mówili, że pojawi się nowa postać! – pisnęła kobietka i zaczęła podskakiwać w miejscu jak malutka dziewczynka, ale szybko się opanowała – Miło mi, jestem Rose i to ja będę cię charakteryzować. – oznajmiła oficjalnym tonem. Po chwili jednak dodała z podekscytowanie. - Wejdźcie!
            - Nam też jest bardzo miło. – powiedziałam i wszyscy ruszyliśmy po schodkach w stronę drzwi.
            - Angie! – zaczęła szeptać Victoria. – To jest jedna z najbardziej znanych wizażystek w USA! Rose Lebstorne.
            - Tak to ja i tak, mam bardzo dobry słuch – dziewczyna ciągle się uśmiechała. – A teraz usiądź, Angie. Muszę ci się przyjrzeć. -  Poklepała fotel, który stał przed wielkim lustrem.
            Usiadłam na wskazanym miejscu, a Rose oparła się o szafkę i zaczęła mi się przyglądać.
            - Hmm. Urodziwa. Pełne usta, mały nos, oczy o bardzo intensywnym kolorze. Zmieści się w każdy strój. Nie jest anorektyczką. O Boże ale te włosy..! – powiedziała i zatrzymała się na chwilę. Przestraszyłam się. Moje włosy są naprawdę aż takie okropne? – Twoje włosy są idealne! Jeśli zawsze tak ci się układają dam ci tylko parę odżywek i to wszystko! – była podekscytowana (tak samo jak ja z resztą). 
            - Mam jutro przyjść wcześniej? – zapytałam – Czy na 9.00 wystarczy?
            - O nie, nie, nie, kochana… To, że z twoimi włosami nie trzeba nic robić nie znaczy, że niepotrzebny ci makijaż. Grasz tu wampira, więc chociaż masz bardzo jasną karnację, trzeba będzie poprawić kontur oka. Nie mówiąc już o kłach. – wywróciła oczami, widząc moją skwaszoną minę. – Na początku będzie trochę dziwnie ale później przyzwyczaisz się do tego silikonu w buzi.
            Tyle informacji… Wróć! Tyle ekscytujących informacji! To wszystko jest takie nierzeczywiste, takie o jakim marzyłam w snach.
            - Chyba musimy się już zbierać. – zadecydował Luki. – Mamy jeszcze parę spraw do załatwienia, a zapewne chcesz też pouczyć się swojej roli.
            - Tak! To chyba dobry pomysł, jeśli już skończyłaś z oględzinami, Rose? – upewniłam się, jednak po chwili poczułam się trochę dziwnie, że zwróciłam się do niej po imieniu. – Przepraszam to było niegrzeczne. Jak mam się do pani zwracać?
            - Jaka znowu pani? Wyglądam aż tak staro? – zaczęła się śmiać. – Po prostu Rose. Żadnej pani! Do zobaczenia jutro o 8.00 w mojej przyczepie.
            - Bye. – odpowiedziałam ale czułam się chyba zbyt komfortowo w tym całym showbiznesie. Mogłam się łatwo na tym potknąć.
            Wyszliśmy wszyscy, a wizażystka jeszcze przez chwilę stała w drzwiach, aż do jej przyczepy weszła jakaś blondyna. Jeśli nie miałam zwidów była to serialowa Caroline. Próbowałam porównać to, że przed chwilą sama tam byłam, a teraz weszła tam gwiazda znana na cały świat. Miałam tak wielką nadzieję, że uda mi się tego spróbować. Sławy!
            Angie, nie popadaj w samo zachwyt. Jeszcze wszystko może się zepsuć – odezwała się ta pesymistyczna część mnie.
Cichoo! – uciszyłam ją jak najszybciej, by cieszyć się tymi pięcioma minutami luksusowego życia.
            Po drodze do samochodu widziałam wszystkie przyczepy aktorów. Z daleka można było zobaczyć znane z serialu zbudowane specjalnie na potrzeby, miasteczko Mystic Falls. Dałam znać dla Victorii, że ja zajmuję cały tył Mustanga. Zdjęłam szpile i wyłożyłam się na całym tylnim siedzeniu. Wiedziałam, że zaraz zacznie się szczegółowe wypytywanie o wszystko.

~~~~~~~~~~~

            I tak właśnie było. Pff… Całą drogę do domu musiałam ze szczegółami wszystko opowiedzieć. Kiedy doszłam do części z Ian’em na cały samochód rozległ się jeden wielki pisk. Luki i ja podskoczyliśmy z zaskoczenia na siedzeniach. Później co pięć minut pytała się tylko „naprawdę?”. Przez cały czas…
Kiedy już zajechaliśmy na miejsce okazało się, że CC nie ma w domu. Zadzwoniła do Lukiego i powiedziała, że wróci dzisiaj późno, ponieważ jest na spotkaniu ze swoimi przyjaciółkami. Szybko wbiegłam na poddasze i zaczęłam skakać jak szalona. Dopiero wtedy wszystkie emocje ze mnie uszły. Szczęście, strach, zdziwienie… Wszystko po kolei. Victoria zaczęła wariować ze mną. Za to właśnie ją kocham. Przy niej zawsze mogę być sobą.
            Następną godzinę spędziłam na odreagowywaniu. Później na poddasze wpadł Luki. Usiadł na krześle.
            - Teraz chyba oficjalnie mogę ci pogratulować. – powiedział – mam nadzieję, że o takie spełnienie marzeń właśnie ci chodziło.
            Zdałam sobie sprawę, że to właśnie dzięki niemu miałam szansę, żeby dostać tę rolę. Podbiegłam i wtuliłam się w jego tors. On podniósł palcem moją brodę i zaczął przybliżać swoją twarz do mojej. Nagle wpił mi się w usta i zaczął całować. Trochę zbyt natarczywie. Oderwałam się od niego.
            - Luki! – tylko to zdążyłam powiedzieć zanim moja ręka powędrowała do jego policzka i jak to mówiła moja koleżanka „sprzedałam mu soczystego liścia”…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz