sobota, 30 czerwca 2012

Rozdział 4: Spotlight.






            Czułam jak moja ręka jeszcze piecze po tym liściu. Luki wytrzeszczył swoje zielone oczy i trzymał się za swój policzek, który był bardzo czerwony. Jeszcze przez chwilę staliśmy w milczeniu aż wreszcie chłopak odwrócił się na pięcie i skierował się do wyjścia.
            - Luki! Ja… Przepraszam! – zaczęłam się jąkać. Ale nagle oprzytomniałam. – Dlaczego przepraszam? To ty się na mnie rzuciłeś! – chłopak powoli się odwrócił
            - Tak! Oczywiście, to moja wina! Bo ja nie mam nikogo, kto by mnie pokochał. Jestem dziwadłem, który musi rzucać się na dziewczynę, która mu się podoba. Bez tego, ona nawet go nie zauważy. Jestem żałosny. – mówił Luki.
            - Facet! Przestań. – zaczęłam
            - Nie! Po prostu najwidoczniej tak musi być. Mam być miłym chłopaczkiem, który swoje życie poświęca dla dobra ogólnego. – powiedział naśladując głos teatralnego aktora. – Przecież to taki szczytny cel.
            - Luki! – zawołałam .
            - Angie! – teraz przedrzeźniał mnie.
            Wiedziałam, że popełniam błąd. Zdawałam sobie sprawę, że postępuję bardzo egoistycznie i nie w moim stylu. Po prostu nie mogłam patrzeć się w te jaskrawo zielone oczy mojego przyjaciela, przesiąknięte do cna smutkiem. Nie mogłam tak „zostawić” tych oczu. Zawsze były uśmiechnięte, iskrzące… Podeszłam do niego powoli, a swój wzrok skupiłam na jego ustach. Zrozumiał, o co chodzi i kiedy nasze ciała prawie się stykały, zaczął się pochylać, aby po chwili nasze usta się zetknęły. Pocałunek był powolny, dopóki nasze języki się nie połączyły, a jego ręce błądziły po moim ciele. To było dla mnie zbyt wiele. Nie chciałam tego pocałunku, a jednak sama to zaczęłam. Teraz było mi… przyjemnie? To niemożliwe, przecież nic nie czułam do Lukiego. Chyba. Za dużo wątpliwości.
            Oderwaliśmy się od siebie. Chłopak zbliżył swoje usta do mojego ucha.
            - Chciałbym, aby to nie był pocałunek z litości. Więc nie psujmy tej chwili i nie mów mi prawdy, nawet jeśli byłaby ona wspaniała. – wyszeptał.
            - Mówiąc prawdę, praktycznie nie zrozumiałam co znaczą twoje słowa, ale zaraz może coś do mnie dojdzie. – uśmiechnęłam się, choć w środku tak naprawdę wcale nie byłam taka wesoła.
            - Mhmm. – chyba usatysfakcjonowała go moja odpowiedź, ponieważ też się uśmiechnął. – Chyba zejdę już do swojego pokoju.
            Kiedy już wyszedł i zamknął za sobą drzwi skoczyłam na swoje twarde łóżko i … nie wiedziałam co robić. Miałam mętlik w głowie. Kiedy zdałam sobie wreszcie sprawę z tego co narobiłam, do pokoju weszła Victoria, a ja uderzałam głową w poduszkę.
            - Fuck. Fuck. Fuck. Fuck. – powtarzałam w kółko.
            - Co się dzieje? – zapytała ciocia, podchodząc do mnie.
            - Nic takiego… - uspokoiłam się. Postanowiłam, że lepiej będzie, jeśli nie dowie się o tym co zaszło. – Przejmuję się tym co będzie jutro. Nie mam pojęcia co robić.
            - Angie, przecież wiemy, że jesteś silna. Zawsze dążysz do osiągnięcia celu ze wszystkich, więc wiadomo, że dasz z siebie wszystko. – powiedziała Viki
            Dziwnym doświadczeniem było okłamywanie jej. Moja kochana ciocia była praktycznie jedyną osobą, która wiedziała o mnie wszystko (aż do teraz).  Ciekawe jak długo wytrzymam i nie powiem jej prawdy. Zaśmiałam się w duchu „czyżby następne zadanie na wytrzymałość psychiczną?”.
            Razem z Victorią usiadłyśmy w salonie przed telewizorem i włączyłyśmy telewizor. W czasie, gdy ciocia skakała po kanałach, aby znaleźć jakiś interesujący film, zauważyłam, że nigdzie nie widać Lukiego. Po tym co się wydarzyło cieszyłam się, że nie ma go w domu. Przeszłam się do kuchni i w jednej z szafek znalazłam popcorn. Włożyłam do mikrofalówki i po pięciu minutach wróciłam na sofę z wielką miską pełną niezdrowego jedzenia.
            - Angie… Ja nie znam angielskiego tak dobrze, jak ty! Po co mam oglądać filmy, jeśli i tak zrozumiem tylko połowę, no może trochę więcej. – zaczęła narzekać Victoria.
            - Ach, nie marudź już… Próbuję się skupić na zrozumieniu tej żałosnej bohaterki, która okłamuje wszystkich dookoła. – odpowiedziałam. – Przed wszystkimi ukrywa prawdę!
            - Coś ty taka drażliwa? – zaczęła się śmiać ciocia.
            - Mówiłam już, ciężki dzień… - skończyłam
            - Co do dnia… Czyżbyś o niczym nie zapomniała? – zapytała
            - Co masz na myśli? – odpowiedziałam pytaniem podejrzliwie. Kiedy Viki wskazała na moją komórkę, zrozumiałam. – O cholera! Miałam zadzwonić do mamy!
            - Teraz możesz spokojnie dzwonić, ponieważ… - spojrzała na zegarek – chyba właśnie zbliża się tam południe.
            Zerwałam się z miejsca, wzięłam swój telefon i wyszłam z salonu, żeby nie przeszkadzał mi dźwięk telewizora. Wybrałam numer do mamy i czekałam. Po trzecim sygnale odebrała.
            - Słucham? – odezwała się rodzicielka – Angie?
            - Tak mamo, to ja. – odparłam, chociaż było to trochę oczywiste ze względu na to, że na wyświetlaczu komórki mojej mamy na pewno wyświetlił się mój numer. – Co tam słychać w Warszawie?
            - Oj, kotku, nie myśl, że powiem choć jedno słowo, zanim nie usłyszę jak twoja wycieczka? – powiedziała matczynym tonem - Przez cały dzień zastanawiałam się, o co mogło ci chodzić z tym SMS – em!
            - Ach, no tak… - przypomniałam sobie, że rano, kiedy jechaliśmy do studia wysłałam niejasną wiadomość rodzicom. – Nie uwierzycie, ale dostałam rolę w serialu!
            - Aaaaaaa! – musiałam troszkę oddalić telefon od ucha przez krzyk mamy – Wiedziałam, że chcesz być aktorką, ale nie wierzyłam, że ktoś weźmie cię do filmu! – nie ma to, jak szczerość…
            - Tak? No to teraz już wiesz… Nawet moja rola może trwać dłużej wszystko zależy jak się jutro sprawię przed kamerą – powiedziałam – Tyle razy grałam w przedstawieniach. Często były to główne role, ale nigdy na salę nie przyszła moja własna mama! Cieszyłam się z tego, że chociaż tato trochę we mnie wierzył i był na każdym moim występie. Moja ciocia najbardziej mnie wspierała w trudnych chwilach i zawsze tłumaczyła, że masz dużo pracy, a ty po prostu we mnie nie wierzyłaś. – wyrzuciłam to wszystko z siebie z trudnością zachowując spokój.
            - Angie, to nie tak jak myślisz… Przecież dużo dziewczyn w twoim wieku marzy o sławie, skąd miałam wiedzieć, że jest to dla ciebie aż tak ważne? – próbowała się bronić mama.
            - Trzeba było choć raz wysłuchać co mówię albo przyjść na występ. – powiedziałam ze smutkiem i się rozłączyłam.
            Wróciłam do salonu i czekałam aż emocje opadną. W czasie tych dziesięciu minut nie było chwili, żeby mój telefon nie podskakiwał na stole od wibracji. Victoria chyba musiała trochę podsłuchać z mojej rozmowy z mamą, ponieważ nie odezwała się słowem. Kiedy już wreszcie się uspokoiłam, sięgnęłam po komórkę i znów wyszłam z pokoju. Patrzyłam się jeszcze przez chwilę na wyświetlacz i nacisnęłam „Odbierz”.
            - Kochanie? Angie? To ty? Tak mi przykro… - mama mówiła tak jakby z trudem próbowała okazywać jakiekolwiek emocje. No cóż, przyzwyczaiłam się do tego.
            - Mamo przecież nic się nie stało. To mnie za bardzo poniosły emocje. Nie powinnam tak mówić. – zaczęłam swój wywód, który już znałam na pamięć, ponieważ nie raz go powtarzałam.
            - Czyli nie gniewasz się? – spytała
            - Oczywiście, że nie. Przecież cię koch.. – nie zdążyłam dokończyć, bo usłyszałam w słuchawce dźwięk odpalanego samochodu.
            - Dobrze córciu, cieszę się, a teraz już nie mogę dłużej rozmawiać, ponieważ bardzo się śpieszę na spotkanie. Zadzwoń jutro! Pa! – powiedziała ostatnie słowa
            - Pa… - powiedziałam już sama do siebie.
           
~~~~~~~~~~

             Nad ranem obudził mnie dźwięk telefonu.
            - Victorio! Odbierz wreszcie ten telefon! – jęknęłam zasłaniając głowę poduszką.
            - To nie mój dzwonek… – ciocia marudziła z drugiego końca pokoju. – Myślę, że do ciebie ktoś się chce dodzwonić.
            - Wiesz? Chyba masz rację. – powiedziałam. Ręką wymacałam swój telefon na szafce nocnej. Nie patrząc, kto dzwoni, nacisnęłam zielony klawisz i przyłożyłam do ucha. – Halo?
            - Dzień dobry. Z tej strony sekretarka pani Julie, Alex Ferrow – usłyszałam głos nieznajomej kobiety. – Bardzo przepraszam, że dzwonię tak wcześnie, ale szefowa kazała mi przekazać dla pani wiadomość.
            - Tak? – odrzekłam niepewnie. Byłam pewna, że wszyscy przejrzeli na oczy i zobaczyli, że jestem słaba i się nie nadaję. Już po mojej głowie ‘chodziły same czarne myśli’. – Słucham?
            - Pani Julie zadecydowała, że spotkanie całej ekipy przesunie się o godzinę wcześniej. – mówiła nowa „znajoma” – Więc oczekujemy, iż przybędziesz na siódmą. Przypomnę, że masz jeszcze spotkanie z wizażystką.
            - Dobrze. Zjawię się na czas. – powiedziałam w miarę poważnym tonem. Było to trudne, ponieważ w środku gotowałam się ze szczęścia. – Mam tylko jedno pytanie. Mogłaby mi pani powiedzieć, która jest teraz godzina?
            - Za piętnaście czwarta. – Alex Ferrow tylko zachichotała, kiedy usłyszała wydany przeze mnie cichy jęk. – Do zobaczenia za trzy godziny, Angie Reed.
            - Do widzenia. – odpowiedziałam słabym głosem i odłożyłam telefon.
            - Najwyższy czas zacząć się szykować. – mruknęłam sama do siebie.

~~~~~~~~~~

            Wpół do szóstej byłam już prawie gotowa. Został mi do wybrania tylko ubiór. Zdecydowałam się na czarne rurki, złotą bokserkę z jakimiś aplikacjami i czarne szpilki. Kiedy Victoria wyszła z łazienki kazała mi jeszcze nałożyć bransoletkę. Ciocia była zdegustowana moim wyborem, ale kiedy wyjaśniłam jej, iż prawdopodobnie i tak będę musiała się przebrać, odpuściła mi.
            Luki najwidoczniej też dostał wiadomość, aby wcześniej być na planie, ponieważ kiedy zeszłyśmy na dół zobaczyłam przez okno, iż wyprowadza samochód.
            Przez całą drogę powoli wchodziłam w swoją rolę – Angie jako aktorki. Nie zwracałam uwagi, gdy ktoś coś do mnie mówił lub odpowiadałam lakonicznie. Po prostu tak już miałam. Potrzebowałam wyciszenia.
            Przed wjazdem na teren studia wszyscy dumnie pokazaliśmy swoje „VIP-owskie” plakietki dla ochrony, która podniosłą dla nas szlaban. Luki zaparkował swojego Mustanga i tak jak poprzednio poprowadził nas w stronę przyczepy wizażystki. Tam powiedział, że musi coś jeszcze załatwić i przyjdzie później. Zostałyśmy tylko ja i Viki. Rose powitała nas z otwartymi ramionami. Dziewczyna pochwaliła ułożenie moich włosów i szybko zabrała się za mój makijaż. Przez cały czas byłam tyłem do lustra, więc nie mogłam zobaczyć jak wyglądam. Kiedy już skończyła obróciła mój fotel i zobaczyłam w lustrze dziewczynę, która miała perfekcyjny makijaż. Byłam pod wielkim wrażeniem! Nie chcę obrażać mojej cioci, ale ten make-up bił wszystkie dotychczasowe na głowę. Oczy były tak podkreślone, że jeszcze bardziej uwydatniały mój dziwny kolor oczu. Usta były ledwo przejechane błyszczykiem. Miałam idealnie gładką i bladą (chociaż i tak mam bardzo jasną karnację) cerę. Wszystko niby normalne, ale te oczy! To był taki ostry akcent. Przyszedł czas na ubrania. Byłam przygotowana na to, że będę musiała zmienić bluzkę, jednak trochę się pomyliłam. Rose niosła w moją stronę czerwoną sukienkę.
            - Proszę, tylko nie mów, że przez cały czas będę chodzić w tej sukience! – jęknęłam. Ona tylko uśmiechnęła się i zagoniła mnie do małej przymierzalni, gdzie miałam się przebrać. – O nie. – dokończyłam
            Sukienka sięgała dla mnie przed kolano. Można powiedzieć nawet, że była do połowy uda. Wiem, przesadzałam z tą reakcją, ale gdyby moja mama zobaczyła co teraz mam na sobie, raczej nie byłaby zadowolona.
            - Do tego możesz założyć swoje szpilki. – dodała Rose. – Dzisiaj to ja cię ubierałam, ale tak naprawdę powinna to robić Cathy. Ona najlepiej zna się na modzie.
            Dobra musiałam chyba się przyzwyczaić do takich strojów. Zamknęłam oczy, otworzyłam je i byłam gotowa do wyjścia.
            - Soczewki już będą na ciebie czekać w przyczepie, która będzie najbliżej planu. – powiedziała wizażystka, a ja tylko skinęłam głową – A! Angie!?
            - Tak? – zapytałam się
            - Powodzenia. – mrugnęła do mnie.
            - Dziękuję – odpowiedziałam z uśmiechem.
            „Ludzie naprawdę mogą być sympatyczni” – stwierdziłam w myślach i wyszłam na zewnątrz razem z Victorią. Luki już na nas czekał i poprowadził w stronę wielkiego budynku, na którym widniał napis „STUDIO 2”. Weszliśmy do środka i w małym korytarzu były trzy pary drzwi. Mój kolega otworzył te środkowe i puścił przodem
            - O Boże… - powiedziałam pod nosem, a Viki tylko raptownie wciągnęła powietrze do płuc. Przed naszymi oczami ukazał się wielki dom… Salvatorów?! Tak, to z pewnością był ten pensjonat, który widziałam przez ekran telewizora, kiedy jeszcze w Polsce oglądałam Pamiętniki Wampirów. Te wszystkie stare regały, piękny salon, obszerne schody… Takie same! Nie licząc paru kamer, które właśnie ktoś ustawiał. No tak wiem, odbiło mi, przecież to był plan właśnie tego serialu, ale zrobiło to na mnie wielkie wrażenie i z tego co zauważyłam na cioci też. Zauważyłam, że w naszą stronę zmierza Julie Plec.
            - Masz swoje kwestie? – zapytała się scenarzystka. Kiedy kiwnęłam głową twierdząco i zaczęłam grzebać w torebce kontynuowała. – Umiesz mniej więcej? Pamiętasz co, gdzie i kiedy? – znowu kiwnięcie głową – Dobrze. Pewnie mniej więcej wiesz jak wygląda praca na planie. Więc, kręcimy wszystko scenami. Jedną scenę kręcimy kilka razy, więc nie przejmuj się, jeśli się pomylisz. Po drugim razie tekst i tak będziesz już pamiętać. Robisz wszystko jak najlepiej, chyba że reżyser ma jakieś zastrzeżenia albo inne wizje. Musisz być elastyczna i stanowcza, ale to już pewnie zrozumiałaś. No i podstawowa rzecz - nigdy nie patrz się w kamerę. Chyba, że scena naprawdę tego wymaga. To nie teatr, to serial, zapamiętaj. – na koniec swojej wypowiedzi uśmiechnęła się.
            - Tak, wszystko jasne. Nie będziecie żałować, że mnie wzięliście. – powiedziałam, ja, Angie – aktorka. – Kiedy zaczynamy?
            - Już za piętnaście minut. Teraz przedstawię cię dla naszej ekipy. – oznajmiła Julie.
            Mruknęłam pod nosem jakąś wiązankę przekleństw tak, żeby nikt nie usłyszał i popatrzyłam na Victorię, która dała mi znak, że ona będzie tu czekać. Nie dałam po sobie poznać, że jestem kłębkiem nerwów tylko ruszyłam za moją szefową.
            Przeszłyśmy przez cały salon aż do drewnianych drzwi niewyróżniających się niczym. Julie otworzyła je i kiedy weszłyśmy od razu poczułam zapach kawy i herbaty. Chyba było to coś w rodzaju kawiarenki. W pomieszczeniu byli chyba wszyscy aktorzy, grający w Pamiętnikach, poubierani w swoje standardowe „serialowe” stroje. Kiedy zobaczyli mnie i scenarzystkę gwar rozmów ucichł.
            - Witam wszystkich! Posłuchajcie przez chwilę. Od dzisiaj do naszego serialu dochodzi nowa aktorka. Oto Angie Reed. Jak już pewnie zauważyliście w swoich scenariuszach, będzie ona grała swoją imienniczkę. Jak na razie nie wiadomo czy zagości u nas tylko przez jeden odcinek, czy zostanie na dłużej. To zależy tylko od niej. – mówiąc to spojrzała na mnie. – Mam nadzieję, że będzie się nam wszystkim dobrze pracowało. Tak Paul?
            Widać było, że aktor, który gra Stefana, chce coś powiedzieć.
            - Spokojnie Julie, przyjmiemy Angie jak swoją. – powiedział z sympatycznym uśmiechem. No cóż może i nie robił na mnie takiego wrażenia jak Ian, ale i tak muszę przyznać, że jest przystojny.
            - No to super. – powiedziała szefowa, a teraz zwróciła się tylko do mnie. Masz jeszcze dziesięć minut Poczekaj tutaj ze wszystkimi.
            - Dobrze. – odrzekłam, kiedy już kierowała się w stronę wyjścia.
            Kiedy już wyszła, wreszcie na spokojnie mogłam się przyjrzeć wszystkim zebranym w tej „kawiarni”. Ku mojemu zdziwieniu nigdzie nie mogłam znaleźć mojego ulubionego aktora. Wiedziałam, że muszę być tutaj bardzo komunikatywna, więc podeszłam do największej grupki i z wyciągniętą ręka powtórzyłam po Julie jeszcze raz.
            - Jak już wiecie jestem Angie Reed. Bardzo mi miło, iż mogę tutaj z wami grac. – kiedy to powiedziałam chyba przełamałam jakąś barierę, ponieważ wszyscy po kolei zaczęli do mnie podchodzić, przedstawiać się i mówić jakieś słowo otuchy dla nowej aktorki. Kiedy już powitałam się ze wszystkimi nagle ktoś pociągnął mnie za ramię i odwrócił. Miałam tylko nadzieję, że moje usta nie uformował się w wielkie „O”, ponieważ już drugi raz w życiu stał przede mną Ian Somerhalder. W czarnej koszuli i czarnych spodniach, w które zazwyczaj ubierał się serialowy Damon wyglądał jeszcze lepiej. Te włosy, tę mięśnie, te usta, to wszystko widziałam tylko przez ekran. Ale te oczy… To była magia, jak można mieć tak niebieskie, a raczej niebiesko-szare oczy. Mogłam w nie patrzeć godzinami, ale cóż to za marzenia. Ten człowiek był sławnym aktorem i już miał dziewczynę. Dzięki Bogu, chociaż zobaczyłam go na żywo!
            - My się już chyba wczoraj widzieliśmy, ale wtedy nie zdążyłem się przedstawić. – ten jego głos! Muszę przestać się tak ekscytować, to nieprofesjonalne. – Nazywam się Ian Somerhalder.
            - Ja, jak już pewnie usłyszałeś jestem Angie Reed. – wydukałam w miarę normalnie.
            - Chyba gramy razem większość scen w tym odcinku. – uśmiechnął się. – Powodzenia.
            - Dzięki. – też się uśmiechnęłam. Jeśli wszyscy będą tu tacy życzliwi, to oszaleję.

~~~~~~~~~

            Zaczęła się nasza, a moja pierwsza w życiu, scena przed kamerami. Już nie byłam Angie Reed, tylko jestem Angie z serialu.
            - Kamera! Akcja! – krzyknął David.
            Stałam za głównymi drzwiami wejściowymi do domu Salvatorów. Na znak jakiegoś pracującego tu mężczyzny otworzyłam drzwi. Na wielkiej sofie w salonie siedział Damon. Pewnie wwszłam do domu.
            - Oj… Już nie mieszka tu nikt żywy? Nawet nie potrzebowałam zaproszenia. - powiedziałam
- Kim jesteś? Wydaje mi się, że skądś ciebie znam. Tylko skąd? – zaczął chłopak.
            - Może mam stanąć tyłem? – obróciłam się – Może teraz sobie przypominasz? – byłam zdenerwowana, jak mógł o mnie nie pamiętać ?!
            - Chyba coś mi zaczyna świtać, podejdź bliżej - poprosił. Pewnym krokiem podeszłam, usiadłam mu na kolanach i ugryzłam delikatnie w szyję. Byłam tak blisko.
            - Teraz pamiętasz Damonie?  - wyszeptałam mu do ucha
            - Angie… - westchnął - nie widziałem ciebie od…
            - Tak! – krzyknęłam i wstałam – Od mojej przemiany! Dałeś mi krew mojej własnej matki! – zaczęłam chodzić po salonie. – A potem porzuciłeś jak psa, który ci się znudził! Przez najgorsze chwile musiałam przejść sama. A teraz – zaczęło zbierać mi się na płacz – znów będę przez ciebie płakać.
           
            - Cięcie! Stop! – krzyk reżysera wyciągnął mnie z transu. – Wszystko było dobrze tylko mam pewien pomysł. – zaczął coś szeptać do Julie, a kiedy skończył ta mu przytaknęła. – Angie, na końcu zamiast płaczu jesteś na takim pograniczu, a wtedy Damon podchodzi do ciebie i cię całuje.
            - Ok., David – zgodził się Ian, zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć.
            - Zaczniemy od tego, kiedy Angie już płacze, a ty podchodzisz i „wyciągasz ją z dołka”. Okej? – przytaknęliśmy i ustawiliśmy się na swoich miejscach. – Kamera! Akcja!
           
            Płakałam. Jeszcze nie do końca weszłam w swoją rolę, więc myślałam o dzieciach w Afryce, katowanych ludziach… To zawsze pomaga przy płaczu. Łzy powoli zaczęły mi spływać po policzkach. Gdy nagle poczułam palec, który delikatnie wyciera łzy.
            - Proszę, tylko nie płacz – powiedział Damon – Nie mogę patrzeć jak się smucisz.
            - To trochę za późno na przeprosiny. – załkałam.
            - Jednak zawsze warto spróbować.
            Kiedy nasze usta zetknęły się usłyszałam jakiś wielki wybuch. Na początku myślałam, że to fajerwerki, które zostały odpalone w mojej głowie ze szczęścia, ale zorientowałam się, że musi to dochodzić z rzeczywistości. Damon jednak ciągle mnie całował, kiedy nasze języki złączyły się, otworzyłam oczy i zobaczyłam rażące światło. Całe ciało zaczęło mnie boleć. Zostałam oderwana od Damona przez jakąś dziwną siłę, która przygwoździła mnie do ściany. Potem usłyszałam jeszcze bardziej przerażający grzmot. Kiedy otworzyłam oczy oślepiła mnie jeszcze większa światłość. Przestałam się szamotać i otworzyłam oczy, ale wszystkie światłą zgasły i zobaczyłam tylko ciemność…. Znowu zemdlałam? Nie. Ciągle byłam świadoma i powoli odzyskiwałam władzę w kończynach. Jeszcze parę razy zamrugałam i moje oczy przyzwyczaiły się do światła dziennego, które panowało w pomieszczeniu. Powoli wstałam i rozejrzałam się.
            Zaklęłam cicho, chociaż nie miałam tego w zwyczaju, ale to co zobaczyłam było porażające.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz